Aubrey De Los Destinos prezentuje

Żona szefa

Krwawy Romeo siedział za biurkiem i patrzył zza klapy laptopa na swojego szefa, który był już głęboko w kodzie. Chwilę wcześniej odbył z nim krótką rozmowę i w tej chwili czuł, że już może zacząć mordować. Od kilku miesięcy Romeo starał się dostać umowę o pracę. Został zatrudniony na umowę-zlecenie, kiedy jeszcze był studentem, a teraz pomimo rzucenia studiów nie mógł się doprosić umowy. Nie zależałoby mu na tym specjalnie, nie martwił się o emeryturę, ponieważ miał świadomość, że przeżyje system emerytalny, ale chciał mieć pewność, że jak trafi do szpitala, to nie będzie musiał pokrywać kosztów leczenia z własnej kieszeni. Po wielu miesiącach udało mu namówić się swojego szefa na rozmowę. Ten wziął go do sali konferencyjnej i oddał się temu, co najbardziej lubił w kontaktach z ludźmi, czyli monologowi.

— Widzisz, chętnie dałbym ci tę umowę, ba! nawet podwyżkę, ale nie spełniliście położonych w was nadziei — zaczął z miną strasznego cierpiętnika. — Mieliśmy pomysł razem z Mieczysławem, to właściwie bardziej jego pomysł, żeby wziąć do pracy kompletnych amatorów, a następnie nauczyć ich, no was, wszystkiego, rozumiesz? Pomysł świetny, ponieważ pozwala oszczędzić dużo pieniędzy, które można wydać na przykład na szkolenie lub lepszy sprzęt, rozumiesz, ale, jak mówiłem, zawiedliście, no właściwie nie wy, to sam pomysł trochę nie wypalił. Oczekiwaliśmy, że będziecie zachowywać się jak zawodowcy, a wy pracujecie jak amatorzy — powiedział tak żarliwie szef, że Romeo nie miał wątpliwości, że ten w to wierzy.

I tu był pies pogrzebany. Krwawy Romeo nie potrafił rozmawiać poniżej pewnego poziomu. Jego układ immunologiczny odmawiał w takiej sytuacji jakiegokolwiek udziału w dyskusji. Tak też się wtedy stało. Szef uznał, że jego wypowiedź odpowiedziała na wszystkie wątpliwości jego podwładnego, więc zebrał się i poszedł. Romeo zrozumiał wtedy, że żadnej umowy nie dostanie, co trochę go przybiło; bucówa to jednak bucówa. Nie uważał się za najlepszego i najbardziej uczciwego człowieka, ale nie znosił, kiedy traktowano go jak idiotę. Wrócił do swojego stanowiska i zaczął obmyślać kolejne krwawe zemsty.

Nikt jednak nie zginął. Zamiast tego Romeo wymyślił inny plan. Obudził się następnego ranka i wiedział, co zrobić. Przypomniał sobie maksymę z filmu „Revolver”: „Nic tak nie dotyka, jak upokorzenie i mała strata finansowa”.

Demon

Romeo przypomniał sobie żonę swojego szefa, Gosię. Atrakcyjna brunetka. Czasami wpadała do firmy, za każdym razem powodując skrzętnie maskowane reakcje programistów. Gosia nie zwracała na nich większej uwagi, choć Romeo, który bardziej ją obserwował niż nią się podniecał, odnosił wrażenie, że to taka poza i że tak naprawdę jej to schlebia. W gruncie rzeczy nie zwracał na nią uwagi. Wydawała mu się może nie tyle silną, co despotyczną kobietą. Jego lekko sadystyczna natura popychała go w ramiona dziewcząt o innej konstrukcji psychicznej. Poza tym nie był głupi — żona szefa rzecz święta. I nie chodziło tu wcale o wydumane kodeksy mężczyzn, którymi lubią się chwalić, a z których nic nie zostaje, kiedy przychodzi co do czego. Romeo był pragmatykiem. Niepotrzebny mu był wróg w osobie własnego szefa. Ale teraz nie miał nic do stracenia.

Szef był człowiekiem, który dusił się w małżeństwie. Przychodził do pracy pierwszy i wychodził ostatni. Kilka razy Romeo zostawał dłużej — był typem śpiocha, więc zdarzało mu się późno przyjść do pracy — i za każdym razem miał wrażenie, że jego szef się ociąga z wyjściem. Kolejnym tropem były rozmowy telefoniczne. Co dziwiło Romea, jego szef odbywał całe długie rozmowy ze swoją żoną, podczas których traktował ją jak idiotkę. Był dla niej niemiły, jakby jadowity ton każdej wypowiedzi miał ją zniechęcić do dalszej rozmowy. Albo była odporna (może miłość dodawała jej sił?), albo faktycznie taka głupia — faktem było, że jego zabiegi nie działały i cała firma wysłuchiwała długich pełnych pogardy tyrad. Cała firma w jednym pokoju ma sens, ale kiedy chce się przeprowadzać burze mózgów, nie wywlekać problemy małżeńskie.

Ale to nie to pozwoliło odkryć Romeowi prawdę.

W którymś momencie Gosia przyszła do firmy w charakterze pracownika. Potrzebowali kogoś, kto zrobiłby elementy graficzne do aplikacji, nad którą wtedy pracowali. Z tej okazji szef kupił nowy komputer, który byłby w stanie udźwignąć program graficzny. Gosia nie okazała się być tytanem informatyki, więc przez pierwsze 2 dni wgrywała Windowsa, a potem wybierała torbę na laptopa, przesyłając linki swojemu mężowi. W pewnym momencie oznajmiła jakby nigdy nic: — Ale może to nie ja będę wybierała torby, bo potem ty sobie ten komputer weźmiesz, prawda, to po co ci babskie opakowanie?

To było to.

Romeo rzucił kątem oka na swojego szefa. Ten musiał bardzo żałować, że nie jest żółwiem, ponieważ tylko trochę mógł schować głowę w ramiona. Człowiek, który przez telefon gromił swoją żonę jak Murzyni z filmów gangsterskich, teraz chciał zapaść się pod ziemię. To był dość osobliwy widok. Szef nigdy nie wydawał się twardzielem, ale teraz okazało się, że damskim bokserem też nie był. Cóż za niefart.

Przez następne dni Romeo obserwował tę parkę. Gosia w końcu wzięła się do pracy, ale czasami zagadywała o różne sprawy. Szef niezmiennie wtedy klepał kod. Jego czynny udział w rozmowie był zbyteczny, ale Gosia oczekiwała bardziej widowiskowej uwagi, a kiedy jej nie otrzymywała, wszyscy w pomieszczeniu słyszeli: — Nie pisz na klawiaturze, kiedy do ciebie mówię. — Szef zaczynał wtedy naciskać klawisze delikatnie, żeby ich nie było słychać. Wychodziło mu to całkiem nieźle. Musiał mieć w tym wprawę, aczkolwiek z pomocą przychodziła mu również miękka klawiatura w jego fujitsu-siemensie. — No przecież mówię, żebyś nie pisał — perorowała znowu Gosia, na co szef reagował jeszcze cichszym stukaniem. Skończyło się też późne wychodzenie. Wychodził pierwszy.

Romeo pojął, że szef z dusznej atmosfery domowej ucieka do pracy, do bezpiecznych linijek kodu i nienarzucającego się towarzystwa swoich podwładnych. I nagle żona wtargnęła w tę przestrzeń. Dlatego był taki wrogi przez telefon — przeganiał ją ze swojej oazy. W końcu szef wymyślił, że Gosia może zajmować się swoją częścią z domu. Jak się pojawiła, tak znikła. Szef znowu przesiadywał po godzinach. Wszystko wróciło do normy.

Romans

Romeo zaczął zapisywać, co jego szef mówi ludziom przez telefon. Szczególnie żonie. W ten sposób poznał jej tygodniowy plan na tyle, żeby wiedzieć w jakich porach jest w domu sama. Zwolnił się kiedyś wcześniej i pojechał do ich mieszkania. Gosia otworzyła ubrana po domowemu. Stał w drzwiach z różą w ustach. Najpierw parsknęła śmiechem, ale potem szybko go wciągnęła do mieszkania. Bała się, że ktoś z sąsiadów zobaczy. Bała się, że mąż jej nie uwierzy, że nie miała z tym nic do czynienia. A potem było już za późno.

Romeo dobrze przygotował się do tego spotkania. Postarał uderzyć się w troskę o nią. Opowiedział, że nie może już słuchać, jak jego szef traktuje własną żonę. Był oburzony, ale umiarkowanie. Potem powiedział, że nie może o niej zapomnieć, odkąd pracowała z nimi. Spytał ją, jak jej idzie. Trochę ją osaczył, ale starał się być przy tym delikatny.

Gosia była ustawiona materialnie. Pod tym względem miała może nie wszystko, ale żyła na wystarczającym jej poziomie. Mieli już dwójkę dzieci. Statystycznie, jeżeli uzna Romea za interesującego typa, to włączy jej się mechanizm zróżnicowania garnituru genetycznego swoich dzieci. Trzecie dziecko to akurat w statystykę. Nie wydawała się odstawać od średniej krajowej. To były tylko założenia oczywiście, ale jak dotąd szło według planu. Choć Romeo w to nie wierzył, to nawet spryskał się kupionymi na Allegro feromonami. Wszystko, byle się zemścić.

Chwyciło. Gosia musiała jednak czuć się nieszczęśliwa, a przynajmniej zaniedbywana, ponieważ oddała mu się już tamtego dnia. Następne spotkania inicjowała już ona. Ciągnęło się to przez 3 miesiące i szef nie zaczął nic podejrzewać, tak bardzo uciekał w pracę. Romans zatrzymał Romea trochę dłużej w pracy. Nie przestał uważać, że jest dymany przez pracodawcę, ale stało się to w jakiś sposób znośne. Jego plan zakładał, że ten etap musi chwilę potrwać.

Na następnym etapie oznajmił, że jej mąż płaci mu za mało i że musi zrezygnować z ich spotkań, żeby wziąć dodatkową pracę. Gosia była w szoku, w którym zaproponowała mu pieniądze. Do tego też przygotowywał ją od jakiegoś czasu, opowiadając o tym, że szef oszczędza bardzo na pracownikach, a przy tym był zdziwiony, że nie widać tego po mieszkaniu — mały telewizor czy meble z Ikei. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu czuła się dobrze w swoim życiu i nie chciała tego wypuścić z rąk. Przez kolejne trzy miesiące ciągnął pieniądze od swojego, co było nawet niezłym układem, ale takie rzeczy zawsze w końcu wychodzą na jaw. Wolał mieć ten moment pod kontrolą.

Tak dotarł do ostatniego etapu, czyli ujawnienia całej intrygii niczego nie podejrzewającej ofierze.

Zemsta

Romeo usiadł wieczorem do komputera i skasował z niego wszystkie informacje, z napoczętymi projektami włącznie. W ten sposób znalazł się w punkcie bez odwrotu. Tak na wszelki wypadek. Poszedł spać.

Rano z niczym się nie spieszył. Kontemplował każdą czynność, delektował się nią. Ubrał się schludnie i prosto, trochę bardziej elegancko niż na co dzień. W ten sposób chciał wyglądać lepiej przy codziennym — kasualowym — wyglądzie swojego szefa. Po zaparkowaniu samochodu pod firmą niespiesznym krokiem przemierzał korytarz do drzwi firmy. Z dużą świadomością chwili nacisnął klamkę.

Wszedł do środka. Szef rozmawiał przez telefon, postanowił więc poczekać. Nagle usłyszał jednak coś, co podcięło mu skrzydła i pewność siebie. — Jesteś w ciąży?! — zawołał szef. Wyraźnie nie był uradowany. Romeo chciał zrobić krok w tył, żeby przemyśleć taktykę, ale szef zobaczył go odświętnie ubranego i powiedział Gośce, że nie może teraz rozmawiać. Romeo miał kilka sekund na podjęcie decyzji.

Podszedł spokojnym krokiem, usiadł naprzeciwko swojego szefa, położył na biurku zamkniętego laptopa wraz zasilaczem, po czym oznajmił: — Odchodzę. — Następnie wstał i wyszedł. Wsiadł do samochodu i odjechał.

Opowieść Romea tego samego dnia wieczorem przy piwie w małej knajpce w dzielnicy żydowskiej

— Zupełnie mnie to zaskoczyło. Już miałem przed oczami jego minę wyrażającą bezbrzeżne zaskoczenie. Że robi się czerwony na twarzy i zaczyna drzeć jak w ataku szewskiej pasji albo wręcz przeciwnie: powstrzymuje się, wiedząc, że dookoła siedzą pracownicy, którzy będą potem śmiać się za jego plecami z tego, co mu zrobiłem. Chciałem opowiedzieć o tym, jak pod jego nieobecność bezcześciłem jego małżeńskie łoże, a potem kazałem jego żonie za to płacić jego własnymi pieniędzymi, które oszczędzał na nas. Myślę, że po tym musiałby dać chłopakom podwyżkę, ponieważ morale by siadły. Ale tak naprawdę mnie to nie obchodziło. Chciałem go upokorzyć i to podwójnie: wizerunkowo oraz finansowo, jak w tym cytacie. Ale nagle pojawiło się dziecko. Najprawdopodobniej moje. Pomyślałem, że jak się ujawnię, to chuj zrobi test na ojcostwo, a po drodze Gośce zgotuje piekło podejrzeń. Nie, żebym bardzo przejmował się tym, co ona czuła, ale to mi do niczego nie było potrzebne. I najważniejsze: mógłbym zostać zmuszony do płacenia jakichś alimentów i utrzymywania bachora. Bardzo chciałem tego uniknąć. W ostatniej chwili postanowiłem się więc wycofać z końcowej fazy planu. Zamiast tego zwolniłem się i ulatniam. Będę musiał się przeprowadzić i zmienić numer telefonu. Nie sądzę, żeby szefu mnie szukał. Pewnie ucieszy się, że ma z głowy jednego z amatorów. A ja go odwiedzę za 20 lat i wbiję mu szpilę w samo serce. Co się odwlecze, to nie uciecze.