Spotkanie z Iluminatem
Rozmawiałem pewnego razu z dawno nie widzianym znajomym, którego pasją są wszelakie teorie spiskowe. Nie mając wiele do powiedzenia w temacie, głównie słuchałem, potakując od czasu do czasu (co miało funkcję popychającą rozmowę do przodu, myślę, że mój rozmówca ma taki problem, że w większości rozmów osiąga w pewnym momencie moment krytyczny, po którym druga strona wychodzi albo zaczyna na niego krzyczeć, co wytworzyło w nim te przystanki na sprawdzenie nastroju rozmowy). Trochę przypomniała mi się moja dawna pasja do tramwajów, którym to tematem zasypywałem wszystkich wokół opowiadając o budowie tramwajów, ich historii, tłumaczeniach oznaczeń itd. — podejrzewam, że przypominało to opowieści Bogusława Kaczyńskiego o muzyce klasycznej. Nie inaczej było zresztą tutaj. Mój znajomy omówił eksperymenty wojskowe, niebezpieczeństwo szczepionek, satanistyczne wpływy w muzyce rockowej lat 70. (i późniejszej), Nowy Porządek Światowy, wypieranie papierowych pieniędzy elektronicznymi, a także rozpościerającą się nad całym światem władzę tajemniczych Iluminatów. Dawka przedstawionego przez znajomego materiału była niesamowita i gdyby nie fakt, że prowadziłem notatki na serwetkach, to nie spamiętałbym tego wszystkiego. Wtem mój znajomy dostał esemesa, po przeczytaniu którego przeprosił i opuścił lokal. Siedziałem chwilę wodząc wzrokiem za kelnerką, która podczas wycierania stolika nachylała się, że jej prawie całe piersi było widać i czasem stawała tak, że to ja miałem spektakl. Już miałem wstawać, kiedy szybko i trochę konspiracyjnie dosiadł się do mnie starszy jegomość, we fraku, z fularem pod szyją, z zakręcanym jak u Sarmaty wąsem oraz laską. Spojrzałem na niego zaskoczony. Czyżby kolejny Teofil Pigwa? pomyślałem, ale ten sam zaczął mówić:
— Pan wybaczy, że nawiążę do rozmowy pana ze znajomym. Nie podsłuchiwałem, ale jego opowieść dała się słyszeć bez większego trudu przy sąsiednich stolikach. Nie śmiałem podchodzić, kiedy on tu siedział, ale pan wygląda na osobnika, który wiele rzeczy widział i potrafi z większą od innych łatwością zrozumieć nieznane sobie dotąd rzeczy. I pozwoli pan, że przejdę już do sedna sprawy: otóż jestem Iluminatem — powiedział i ze skrywaną nerwowością jął obserwować moją reakcję, którą mogę śmiało nazwać bardzo stonowaną, wręcz spokojną, ponieważ uśmiechnąwszy się jak wiejski głupek skinąłem głową. Mężczyzna odetchnął wyraźnie z uglą i kontynuował: — Być może to od tego alkoholu lub zbyt długiego przyglądania się na jędrne piersi tej kelnerki, ale postanowiłem wyznać w końcu, bo to jest cholernie śmieszne, a myślę, że człowiek, który uśmiecha się tak jak ty teraz, nie posiada blogaska, na którym by to potem opisał. No więc nie ma żadnego spisku globalnego! Nie ma, to wszystko wymysł tych zagubionych ludzi, którzy wietrzą wszędzie spisek nie wiadomo kogo. Trzeba jednak przyznać, że tutaj popełniają największy błąd na świecie. Istenieje mnóstwo pomniejszych nieprawidłowośći, jak je na razie nazwę, ale nie ma nad nimi globalnego spisku, nie ma jednej potężnej organizacji, z którą walczy jakiś James Bond. Teraz co do tych nieprawidłowości: sprawa jest prostsza, ponieważ zamiast „spiski” trzeba powiedzieć „korupcja”. To właśnie ludzka chęć poszukiwania czegoś większego od siebie wiedzie ich na manowce. Ta sama potrzeba stanęła za stworzeniem sobie bóstw. Obecnie coraz trudniej jest ludziom wierzyć w boga, sama jego koncepcja spełnia potrzeby, które zanikają lub przeobraziły się w inne. Korupcja jest zbyt prozaiczna, zbyt prosta, ciężko uwierzyć, że grupa niezwiązanych ze sobą ludzi z czystej chciwości doprowadziła do powstania rozległego systemu nadużyć. A jednak! A jednak tak się to odbywa. Po części odpowiedzialna jest za to nieuświadomiona tendencja do poszukiwania znajomego wzoru nawet w bezładnie rozsypanych elementach na stole. Drobne nadużycia wydają się być kierowane przez kogoś z góry, tymczasem bliższe jest to np. kluczowi ptaków, który powstaje z tego, że każdy ptak z osobna zna schemat działania i kiedy razem się zbiorą, to „wychodzi” im klucz. Przy czym, kiedy mówię „zna schemat działania”, to nie mam na myśli nic uświadomionego. To jest zakodowane w naszej naturze, w naturze każdego z nas. Tymczasem zwolennicy teorii spiskowych wolą widzieć w tym tajne organizacje i nadprzyrodzone siły.
— A my po prostu mamy do czynienia z emergencją — podsumowałem jego wywód. — Zatem Iluminaci nie rządzą światem?
— Och, bynajmniej — zaśmiał się mężczyzna aż mu cylinder się przekrzywił. — Niemniej mamy swoje cele i dla kamuflażu finansujemy tych wszystkich śledczych, którzy doszukują się różnych wzorów i zależności w niezwiązanych ze sobą wydarzeniach. Dzięki temu te rzadkie sytuacje, kiedy coś faktycznie ma miejsce, tonie to w zalewie najzwyklejszej fikcji. Sami sobie produkują biały szum, który przesłania im fakty. Kennedy’ego mogli zabić kosmici, Żydzi, masoni, komuniści czy kto tam jeszcze, ale na pewno nie wszyscy naraz. Jeżeli się śledzi różne doniesienia, to one się nawzajem wykluczają. Na szczęście, żaden przeciwnik globalnego spisku nie da sobie tego powiedzieć.
— Więc jednak istnieje jakiś spisek? — spytałem zdezorientowany a trochę próbując go podpuścić.
— Nie — odparł zdecydowanym, nagle trzeźwo brzmiącym tonem. — Jeżeli istnieje coś ponad nami, co nami rządzi, to my również nie mamy o nim pojęcia. To w większości korupcja, chciwość i urażone ludzkie ambicje. Jest też paru świrów z poczuciem misji. Nasze cele mają znacznie mniejsze ambicje niż dominacja nad światem czy chociażby jakimś krajem. — Wstał. — Muszę już lecieć.
Wyszedł, a ja zacząłem wyszukiwać kelnerki. Opowieść Iluminaty, który pewnie wytrzeźwiał i nagle zdał sobie sprawę z tego, co za bzdury opowiada, wbrew pozorom nie wpłynęła na mnie bardzo. Właściwie wpisywała się w opowieści mojego znajomego. I tak oto kolejny stół był do wytarcia, kelnerka już pochylała się do przodu wprawnym ruchem rodem z jakiegoś softcore’owego filmiku z delikatnym i ocierającym się o tandetę motywem muzycznym, kiedy przeszedł obok mnie osobnik w ciemnoszarym habicie i mignęło mi coś zielonego. Ogon! Zaskoczyłem nagle. (Mnie również alkohol się ulatniał z głowy.) Poderwałem się do góry i wybiegłem na zewnątrz, ale nikogo tam nie było, a w szczególności — człowieka-jaszczura. Stałem na pustym parkingu z kilkoma samochodami.