Królowa Internetu
Wszedłem do małego lokalu z chińsko-wietnamskim żarciem. Podchodziłem do takich deklaracji z wrodzonym sobie dystansem, koncentrując się na fakcie, że mi to po prostu smakuje. Resztą się tak nie przejmowałem. Zamówiłem u mało mówiącej po polsku Azjatki kurczaka cztery smaki — piąty był się skończył już tego dnia, zresztą to i tak kończy jako jeden smak, a ilość składowych mnie szczyka — i rozejrzałem się po lokalu, analizując sytuację pod kątem: jaki zająć stolik. Wzrok mój utkwił w stoliku tuż za drzwiami, który był niewidoczny przed wchodzącymi oraz ludźmi nie analizującymi sytuacji pod kątem: jaki zająć stolik. Tymczasem działo się tam coś ciekawego. Siedział przy nim docent Teofil Pigwa, który rozmawiał z jakąś małolatą.
Mało kto znał mniejsze i większe grzeszki docenta tak dobrze jak ja. Niestety, qui pro quo on znał moje, co wprowadzało sytuację patową. Poznałem go pewnego razu w parku, kiedy przyłapałem go na obserwowaniu małych dzieci w piaskownicy celem utrwalenia w swej fotograficznej pamięci tego widoku i wykorzystania go później w snuciu swoich zwyrodniałych fantazji po nabiciu fajki i zajęciu miejsca w ulubionych fotelu jeszcze z lat 70., który jednakże w międzyczasie został oddany do tapicera, a drewno zostało odświeżone. Tak, docent Teofil był pedofilem, niestety, jak wspomniałem, miał na mnie haki, więc nie mogłem donieść na niego policji. Zamiast tego zaprzyjaźniliśmy się trochę, a nawet graliśmy razem w szachy. Wygrywał za każdym razem, aż do dnia, kiedy odkryłem, że przestawia figury, gdy nie patrzę. Złapałem go wtedy za rękę, i to tak dosłownie, że połamałem mu palce. Następnie opisałem to, co mi opowiadał na temat działania wszelakiej maści pedofilów. A potem podając się za życzliwego zadzwoniłem i go wsadzili na sześć lat z czego wyszedł po trzech za dobre sprawowanie. Wrócił na swoją uczelnię — był z zawodu pedagogiem, w czym nie było ironii, to objawiał się tylko jego drapieżczy mimetyzm — gdzie prowadził nudne wykłady nt. nauczania początkowego i problemów emocjonalnych u dzieci do lat 10. Rzygać się chce. I ten właśnie człowiek, popijając piwo miller genuine draft czarował małolatę, która zajadając się łososiem z rożna i ryżem oraz zestawem surówek, chichotała jak słodka idiotka z polskiego serialu komediowego. W istocie przez chwilę spojrzałem podejrzliwie po lokalu jeszcze raz nasłuchując czy zaraz niewidzialny tłum nie ryknie śmiechem, lecz nic takiego się nie stało. Postanowiłem napsuć trochę krwi docentowi Teofilowi. Pokazałem pannie Yumyum za kontuarem gdzie ma mi przynieść zamówione danie i siadłem przy stoliku.
Docent był zaskoczony bardzo, ale pomimo mojego srogiego spojrzenia uśmiechnął się w bardzo wymuszony sposób. — Witaj, Aubrey — powiedział nawet. — Co cię tu sprowadza? — spytał.
— Byłem głodny — odparłem. — Nie przedstawisz mnie?
W tej chwili docent pojął, że nie dosiadłem się tylko po to, żeby klepnąć go po plecach, spytać „jak leci?” i iść w sobie znanym kierunku. Docent zbyt długo jednak był rakiem toczącym to niewiele więcej warte społeczeństwo i pewne formy miał opanowane do perfekcji. — To mój znajomy z dawnych lat — powiedział wskazując na mnie, po czym pokazał dziewczynę — a to jest Mariolka, którą poznałem w sklepie obok. Była głodna, a ja postanowiłem jej kupić posiłek. — Mariolka uśmiechnęła się i dodała: — Marylin, proszę mi tak mówić.
— Dobrze — odparłem. — Więc tak sobie gadacie, a o czym sobie gadacie?
Docent był czerwony, jak sądzę. Wiedział, że udaje tylko przed dziewczyną, co mu utrudniało. Znacznie łatwiej jest, kiedy wszyscy biesiadnicy wierzą w kity, jakie wciska ludziom. Daj panie boże, jeśli istniejesz, żeby tylko kity wciskał ludziom, szczególnie tym młodszym. — No, Mariolka… to znaczy Marylin… ona… ona miała kilka pytań i… i ja właśnie…
— No — weszła w to Marilyn — bo mój chłopak chce najpierw anal, a potem oral, a ja się brzydzę. Niby jasne, wiadomo, nie, że się myję przed, ale mimo wszystko kazałam mu spierdalać, pytałam pana doktora (— Docenta — wtrącił ten.) jak mu to wytłumaczyć, no i się dosiadłeś, Aubrey. Uczyłeś się na kartkówkę?
— Jak to kartkówkę? — spytał nieomalże spanikowany docent. — Jaką kartkówkę? O co tu chodzi?
— Aaaaaaaaaaaa jaaaaki, nabrał się, nabrał się! — zaczęła krzyczeć Marylin, pokazując nam obydwu nieprzeżute jeszcze całkiem jedzenie. Potem zaczęła się krztusić i musiała popić coca-colą.
— Kobiety — rzekłem lekko filozoficznym tonem z nutką dekadencji. W tym momecnie panna Yumyum przyniosła mi jedzenie.
Docent zbierał się jeszcze chwilę do odpowiedzi, wiedząc podświadomie, że nie ma takiego zestawu słów, którym by mnie mógł oszukać, a ja przyjrzałem się Mariolce, 17-letniej rusałce, która emanowała magnetyzmem, przed którym docentopodobni nie mogli się powstrzymać. Miała jaskrawo jasne włosy, wyraźnie rozjaśnione i wyraźnie bez większego pojęcia o tym, poprzestała na jakiejś kiepskiej farbie, zamiast sięgnąć po o wiele tańszy rozjaśniacz do nabycia w sklepie fryzjerskim. Jestem pewien, że przez pierwsze dni wyciągała sobie włosy z głowy garściami. Jeżeli nie sięgnęła po jakąś odżywkę to nadal to robi. Ubrana była zgodnie ze standardem osiedlowych blachar, tj. miała na sobie obcisłą sukienkę w kolorze intensywnej zieleni oraz białe wysokie kozaki. Siedziała, jakby połknęła kij od miotły, ale to pewnie dlatego, że — jak mi kiedyś wytłumaczyła znajoma z działu sprzedaży cukru — miała mały biust i chciała go powiększyć optycznie. Nie wyglądała jak dorosła osoba, raczej jak ktoś, kto chce tak wyglądać, ale mu nie wychodzi, czego nawet nie dostrzega. Sposób, w jaki posługiwała się widelcem — nóż leżał obok nietknięty — zdradzał, że w domu nie dbano w ogóle o takie rzeczy.
Tymczasem Docent był się już zebrał w sobie, albo pogodził się, że mnie nie oszuka, albo uznał, że znalazł odpowiedni charakter dla swojej wypowiedzi. — Wszystko przez pornografię — zaczął, ale bez moralizatorskiego zacięcia, o jakim można by pomyśleć widząc takie słowa. — Przekazuje ona młodzieży niewłaściwy obraz seksu, obraz sprowadzający się do mechanicznie wykonywanych czynności, nie mówi nic o uczuciach, do tego wprowadza pod strzechy, można tak powiedzieć, świadomość pewnych niepopularnych do tej pory praktyk seksualnych. W efekcie 17-letni chłopak…
— On ma 27 lat — poprawiła go Marylin, wypluwając przy tym kawałek ryby na stół. Zaśmiała się, chrumkając jak warchlak, złapała rybę w zakończone tipsami palce i wpakowała mięso z powrotem do ust.
— Dwadzieścia siedem… — powiedział z jakąś tęsknotą docent. Być może zaczął sobie wyobrażać, że skoro jest z 10 lat starszym, to może być i 40. Jego wzrok pobiegł w stronę wątłej objętości biustu małolaty. Chrząknąłem głośno. Nagle jakby ocknął się i podjął dalej swoją opowieść: — W efekcie wychowanek na filmach pornograficznych chce wyczyniać czasem niestworzone rzeczy.
— Wymarzone czasy dla pedofilów — stwierdziłem patrząc w sufit. Docent chciał posłać mi jadowite spojrzenie, ale nie mógł.
— Dobra, no, kumam jakby bazę, ale co ja mam powiedzieć temu zbokowi? — naskoczyła na docenta Marylin.
— Powiedz, że anal jest dla pedałów — stwierdziłem w połowie drogi między ryżem a surówką. Nie mógłbym tego powiedzieć przy mięsie.
— Słucham?! — krzyknął docent.
— Podobno czasem działa, nie wiem, kolega mi opowiadał — uciąłem.
— No, Mariusz nienawidzi pedałów — powiedziała bardziej do siebie Marilyn. Skończyła jeść i głośno beknęła. — O sorry, idę się odlać.
W tym momencie do lokalu wszedł dres. Nie miał na sobie dresu, ale mnie nie zmylił. Pod wpływem presji społeczeństwa dresy zrzucili szeleszczący ortalion, miękką bawełnę i inne przeboje branży dziewiarskiej, zamieniając na nie mniej wdzięczny sztruks, swetry w serek, obszerne kurtki ze skaju, a białe adidasy zamieniając czasami na tandetne półbuty z ściętym na kwadratowo szpicem. Więc właściwie to już nie był szpic, jak się tak zastanowić. Przez kilka lat nie mogłem kupić butów, bo tylko takie były, ostatnio klasyka wróciła. Na szczęście klasyka zawsze wraca. Moja kobieca intuicja podpowiadała mi, że był to Mariusz. Miał łeb zgolony na zero, twarz przeoraną kilkoma śladami dawnych bijatyk, a spod krótkiego rękawka wybiegał na przerośnięty od testosteronu i godzin spędzonych na siłowni biceps rozłożysty i trochę wyblakły tribal. To i tak dobrze, że nie smok, matko, smoki to się tak zużyły, pomyślałem patrząc na mojego hóngzhonga na prawym nadgarstku. Zacząłem się również zastanawiać, czy Mariolka ma nad tyłkiem jakiegoś tribala albo motylki na gałązce roślinki albo coś w tym stylu, wszystkie lampucary już tam mają podobno, jak mi był opowiadał razu pewnego przy fajce wodnej kolega. Mariusz był wściekły. Szybka dedukcja kazała mi pomyśleć, że byli umówieni, a ona dała w długą i dopiero znajoma kasjerka, może jakaś jego kuzynka, poinformowała go o tym co się dzieje, więc ruszył energicznym krokiem wyrwać swoją dupę z rąk starego zboczeńca. Jeżeli, analizowałem dalej sytuację, ona tu wróci i siądzie do stolika, to obydwaj dostaniemy manto od Mariusza. Należało się więc ewakuować, lecz miałem jeszcze pół talerza jedzenia. Poza tym mogłem to zrobić sam lub zabierając ze sobą docenta. Czy zależało mi na tym, żeby dres na spidzie czy czymś w tym stylu wtłukł chuderlawemu pedofilowi? Jeszcze raz przypomniałem sobie moment, kiedy docent pożerał wzrokiem młodą pierś Marylin. Chrząknąłem, ale po prawdzie kusiła go celowo, mała nimfetka. Na swoje białe kozaki zarobiła umieszczając na Naszej Chujni zdjęcia w strojach kąpielowych, a w pełni rozebrane wysyłając za pieniądze. Stara maksyma, że nie wiadomo, kto czai się po drugiej stronie, działa w obydwie strony. Nie robię ofiary z docenta Teofila Pigwy, starego zboka, który za mało odsiedział za swoje przewinienia. Obydwoje byli siebie warci. Mniej więcej.
Wstałem, podniosłem talerz do góry i powiedziałem: — Yumyum, odniosę talerz jutro rano. Chodź, wujku — zwróciłem się do docenta i złapawszy go za rękaw wyciągnąłem na zewnątrz. Postępując tak, jak teraz, będzie jeszcze nie raz miał okazję dostać w nos lub inną nieparzystą część ciała. Mariusz wydmuchiwał z nosa powietrze jak byk na corridzie, kiedy go mijaliśmy. Niestety nie było w otoczeniu żadnego matadora czy choćby toreadora, który pogoniłby mu kota przy pomocy małego obrusiku z błyszczącego niczym psu jaja na wiosnę materiału.