Bułka
Rzecz działa się ponad 5 lat temu. Dopiero co zaczął się rok akademicki i studenci wynajmujący jedno mieszkanie w starej, lekko zapuszczonej kamienicy postanowili urządzić mały wieczorek zapoznawczy libację, zwaną dalej imprezą. Właściwie nie było tak źle — oprócz alkoholu było kilka ciekawych rozmów, które może przytoczę przy innej okazji. Każdy z czwórki lokatorów zaprosił po kilka osób, z których każda zaprosiła kolejne kilka osób i tak zebrała się wesoła kompania, która żłopiąc tanie wina, które w ich (naszym) wieku były jeszcze wspaniałym trunkiem, a także napoje alkoholowe o posmaku chmielu (bo piwem nie idzie tego nazwać), dyskutowała na różne tematy: filmy Stanleya Kubricka czy ostatnia płyta Marilyna Mansona, który wtedy jeszcze nie rozmieniał się na drobne (tak bardzo), licytowali się, kto ma gorszą biurwę i w którym akademiku jest większy syf. Byłem tego wieczora trochę stratny, ponieważ przyjechałem skuterem i nie mogłem pić alkoholu, pomimo namów, że do rana odeśpię wszystko. W każdej chwili mogłem chcieć się ulotnić i byłbym uziemiony. Snułem się więc pomiędzy samoistnie zorganizowanymi grupkami dyskusyjnymi, dosiadając się do każdej i próbując nawiązać porozumienie ponad podziałami. Towarzystwo stawało się jednak coraz bardziej pijane, co utrudniało wzajemną komunikację, aż w pewnym momencie dalszy ekumenizm nie był możliwy. Zrezygnowany wyszedłem na balkon. Z tym balkonem to też ciekawa sprawa, ponieważ wychodziło się tam przez okno i właściwie to nie był balkon, tylko mała galeria dookoła wewnętrznego podwórza, małego i przypominającego bardziej komin, jeśli chodzi o jego wysokość i osmolenie. Fasady remontuje się tylko od zewnątrz. Był już październik i pierwszy chłód nieprzyjemnie wdzierał się w klimat wieczorów. Zapiąłem skórzaną kurtkę i założyłem kask — uszy mi zawsze marzną — by tak okutany uchylić trochę przyłbicę kasku zapalić papierosa.
Wtedy pojawiła się obok mnie dziewczyna. Mój kolega nazywał je zawsze studentkami pierwszego roku nasionoznawstwa, które przyjechały z wielkiej wsi i chłoną wyświetlacze w tramwajach niczym on światła Las Vegas, kiedy tam w końcu dotarł. Taka była i ona. Nie było co do tego wątpliwości. Miała znoszone martensy, poszarpane na końcach nogawek dżinsy, gruby sweter z powywijanym jak szyja żółwia golfem, a na to zamszową kurtkę z wyhaftowanymi kwiatkami na rękawach. Mogłem się założyć o moje włosy łonowe i te spod pach, że w przedpokoju leżała torba z miękkiego materiału, może nawet sklepu indyjskiego, na którą ponaszywane były emblematy takich zespołów jak Dżem, Nirvana czy Pearl Jam. Włosy miała jakieś ciemne, ale nie przywiązywałem do tej obserwacji wielkiej wagi, ponieważ w tym świetle większość włosów była ciemna. Pomimo drobnych kłopotów z kolorami, widzę w ciemności wybornie, dojrzałem więc bez trudu, że dziewczyna jest wyraźnie nie w humorze. Zadarty do góry nosek zdradzał nadąsanie, a może zawód wywołany minięciem się rzeczywistości i jej wyobrażeń na temat tejże. Wszyscy to przechodzą, a kto nie przechodzi, ten jest potem kaleką, więc może dobrze, że w końcu ją ta sytuacja dopadła. Spojrzała na mnie i zamarła, mój widok z papierosem wystającym spod uchylonej przyłbicy kasku musiał być niczym uderzenie kijem przez mistrza zen.
— Co się stało? — spytałem. Zawsze mam ten problem, zamiast siedzieć cicho, zagaduję do ludzi. Robię to w komunikacji miejskiej, bibliotekach, teatrach czy gęstych krzakach nocą w parkach i potem zawsze się ciągnie za mną jakiś namolny psychopata opowiadający o swoich problemach emocjonalnych. Być może to moje psychotroniczne zdolności, a może echa kobiecej intuicji, która mi została pomimo zmiany płci trzy lata wcześniej, ale czułem, że oto po raz kolejny się wpakowałem.
— Bez sensu jest ta impreza — odparła dziewczyna, tym razem już tupiąc nóżką. Nie udało jej jednak się przebić przez mieszankę industrialnego techna. — Ludzie mówią rzeczy bez sensu, piją, ktoś narzygał do brodzika, a ja próbowałam porozmawiać o poezji Wisłockiej — (a może jakieś Wisławy, niewyraźnie mówiła) — tymczasem oni są głośni, wulgarni i rozmawiają o jakichś technicznych przedmiotach i fakultetach z XIX-wiecznej polityki ekonomicznej i sytuacji społecznej kobiet w czasch rewolucji przemysłowej w wiktoriańskiej Anglii. Chciałam pomówić o jakichś pięknych filmach typu „Stalowe magnolie” czy „Czułe słówka”, lecz zaproponowany przeze mnie temat nie trafił na podatny grunt. Oni wolą jakieś kopacko-strzelackie filmy. — Zamilkła i kontemplowała chwilę wieczór, może mój kuriozalny (w jej oczach) wygląd, a może czekała na jakąś żywiołową reakcję z mojej strony, lecz ja nie skłaniałem się ku temu. — Czemu stoisz w ogóle w tym kasku tutaj?
— Jestem zrobiony cały z dymu, żeby nie powiedzieć gazu, i gdybym się rozebrał, to rozpłynąłbym się w powietrzu — to mówiąc wydmuchnąłem trochę dymu z ust i dodałem: — O widzisz, pomimo moich starań trochę i tak wycieka.
— Porąbany jesteś? — spytała. Właściwie to wyraziła się gorzej, ale nie chcę jej robić opini wulgarnej osoby. Miała ciężki wieczór.
— Zostawmy w spokoju mój stan skupienia, tutaj nawet sam docent Pigwa nie pomógł — odrzekłem. Pod ścianą, pod oknem ujrzałem taką ławkę niską, składającą się z trzech desek: jednej, na której się siedziało, oraz dwóch, na których ta pierwsza się wspierała. Kucnąłem przy niej, tak żeby odcinkiem lędźwiowym dotykać poziomej deski, która w ten sposób powodowała, że wypuszczony na spodnie podkoszulek nie tworzył szczeliny odsłaniającej całych moich pleców. — Wracając jednak do twoich utyskiwań na tę imprezę, to niestety nie masz racji. Snuję się po tej popijawie od samego początku i nie stwierdziłem, żeby tym ludziom tutaj coś brakowało, przynajmniej jeżeli się uwzględni, że są studentami. To ty popełniłaś wielki błąd w ocenie. — Potrząsnęła nerwowo głową, jak dziewczynka z reklamy pasty do zębów z lat 90., która dowiedziała się, że ma dwa nowe ubytki. — Prawda jest taka, że nie znasz tu nikogo i wchodzisz w ich delikatne wszechświaty swoimi ubłoconymi martensami i oczekujesz, że oni padną przed tobą na kolana i będą wielbić niczym nową Angelinę Jolie?
Dziewczynę zatkało. Jeszcze raz tupnęła nóżką, po czym wyszła. Ja wstałem, ponieważ mimo wszystko wiało mi po plecach, a jak stałem, to kurtka bardziej przykrywała moje nerki i podszedłem do drewnianej balustrady, skąd spojrzałem na dół. Ludzie poszli spać, choć możliwe, że okna, na które patrzyłem, były od klatki schodowej. Papieros się kończył, więc chwyciłem prawie sam filtr i pstryknąłem nim w mrok i otchłań, i przez chwilę kontemplowałem łuk, jaki pet uczynił poddając się grawitacji. Potem zgasł. Na pewno można będzie kiedyś wymyślić do tego jakąś chwytliwą interpretację, może w stylu Wisłockiej.
Historia miała jednak swój dalszy ciąg. Dziewczyna zapadła wszystkim uczestnikom pamiętnej imprezy. Okazało się, że studiowała nie nasionoznawstwo (choć faktycznie pierwszy raz w życiu była w takim dużym mieście), lecz marketing i zarządzanie. Nazywała się Marta Bułecka, lecz z racji na jej pulchne policzki, kojarzące się nieodparcie z jakimiś cudownie pachnącymi wypiekami, nazywana przez wszystkich była Bułką. (Inna teoria: przekręcali jej na złość nazwisko.) Po tej imprezie ukuto nowe powiedzenie: „robić z siebie bułkę” albo bardziej osobiste „ty bułko”, które było symbolem największej siary, a oznaczało kompletny brak przygotowania i znajomości tematu (choć pierwotnie chodziło o towarzystwo), co jednak nie przeszkodziło w surowej i niesprawiedliwej ocenie. Była to jedna z tych historii, podobnie jak np. głośne puszczenie bąka w obecności całej klasy w podstawówce, które ciągnęło się za biedną Bułką Martą aż do końca, obrastając w kolejne nieprawdziwe wątki. Teraz, po latach pragnę przeciąć ten węzeł gordyjski niedomówień i plotek. Ludzie potrafią być okrutni. Znajdywała podrzucane bułki w różnych miejscach, raz nawet na egzaminie ustnym, jakiś okrutnik zdający przed nią zostawił bułkę na krześle. Pomimo iż na zewnątrz udało jej się uodpornić na te złośliwości, to w głębi ducha miała ochotę tupnąć nóżką nie raz. Była to dobra lekcja dla jej zadufania w sobie.
Zatem, Drodzy Czytelnicy, kiedy następnym razem przyjdzie Wam wyzwać kogoś od bułki, to zastanówcie się, ponieważ może to być odebrane jako poważna obelga. Ludzie, którzy byli na tamtej imprezie są obecnie prezesami w bankach, politykami, pisarzami, piosenkarkami, których nikt nie słucha, ponieważ ludzie gapią się na ich sztuczne biusty, oraz pracownikami małych stacji benzynowych z dala od głównych tras. Oni znają prawdziwą historię bułki. Nigdy nie wiadomo, czy się nie natkniecie na kogoś z nich.