2013-10-05

Wynalazki z Hollywood rodem

Pamiętam że kiedy w 2002 roku do kin wchodził dwudziesty z serii Bond — „Śmierć nadejdzie jutro” — w prasie pojawił się artykuł jak to twórcy filmu zaprosili grupę naukowców, pokazali im gadżety z nadchodzącego filmu i powiedzieli: „Macie pół roku na zrealizowanie tych pomysłów”. Naukowcy podumali trochę i wzięli się do roboty. Co było dalej, nie bardzo już śledziłem, kojarzę tylko niewidzialną kurtkę wzorowaną na jeszcze bardziej niewidzialnym samochodzie agenta 007. (Co ciekawe, potem słuch o wynalazku zaginął, więc pewnie wojsko się do niego dobrało). Autor tamtego artykułu postulował, że science-fiction przestało wzorować się na nauce i że w istocie trend się odwrócił — teraz to nauka goni za tym, co pokazują w filmach. Mniejsza z tym. Pomyślałem, że ja też bym miał listę swoich wynalazków, które widziałem w filmach. Traktuję to jako mój wkład w naukę; na pewno to prostsze od studiowania i tak dalej.

Na pierwszy rzut „Łowca androidów”, gdzie główny bohater, Deckard, wrzuca zdjęcie do magicznego urządzenia, a następnie nie tylko je sobie powiększa, jak chce, ale również obraca się po pokoju, zagląda do lustra i w końcu znajduje to, czego chciał. Wyobraźcie sobie te wszystkie selfies, na których widać dziewczynę przodem. Z wykorzystaniem takiego urządzenia można by zobaczyć również, jak wygląda tyłem. Albo jak duży jest ten bałagan w pokoju za nią. Wynalazek jest już niezwykle popularny w kryminalistyce, szczególnie amerykańskiej, czego możemy dowiedzieć się z serii „CSI: Kolejne miasto”, podejrzewam więc, że tęgie głowy co najmniej starają się trzymać tempo prac. Na pewno wyciąganie niedorzecznych powiększeń będzie możliwe w przypadku zdjęć z Nokii 1020 (przy 41 megapikselach pewnie widać pryszcze na powierzchni pryszczy).

Potem „Babylon AD”, gdzie grany przez niezastąpionego Vina Diesela Thoorop po dostarczeniu mu jakiegoś starego mercedesa wyciąga zza pazuchy mapę, którą sobie rozkłada na masce, a następnie zaczyna obsługiwać dotykowo, jak by miał przed sobą iPada. Nawet trasę sobie wyznaczył. W 2008 roku to było o wiele bardziej fiction niż science, obecnie proporcje się zmieniają. Taki wynalazek mógłby uratować prasę papierową. Żartowałem, dla niej nie ma już nadziei.

Z kolei w „Æon Flux” (filmie, nie serialu animowanym) tytułowa bohaterka dostaje w pewnym momencie szklankę wody, po wypiciu której w jej mózgu wyświetla się wiadomość. SWS, short watermessage service. Komedie romantyczne weszłyby na nowy poziom ckliwości, a dla nieletnich można by ukryć w alkoholu wiadomości typu „Młodzieńcze, lecz czy skończyłeś już 18 lat?”. Producenci wód mineralnych mogliby wprowadzić dwie kategorie w swoich produktach: za standardową cenę byłaby woda z jakimś spamem (nie mylić z mielonką), a w wariancie premium pilibyśmy wodę bez reklam. A jakie ściąganie na sprawdzianie byłoby łatwe — trzeba by sobie przygotować napój z brykiem i na sprawdzianie potajemnie podpijać. Że o kierunkach rozwoju szpiegostwa nawet nie wspomnę.

„Thor” miał ciekawe rozwiązanie, które chętnie widziałbym w smartfonach, a które przebiłoby wszystkie kody PIN, rysowanie szlaczków czy nawet czytniki linii papilarnych, do których oszukania — wbrew powszechnym obawom — nie trzeba nawet obcinać palca. Mjöllnir, młot Thora, mogła podnieść tylko osoba o dobrym sercu czy jakoś tak. Tutaj zamiast dobrego serca byłby akt własności. Już to widzę oczyma wyobraźni: wychodzę z kawiarni, w której przez zupełną nieuwagę zostawiłem swój smartfon, co zauważa kelnerka, która dobiega szybko do stolika, by w biegu złapać telefon i dogonić mnie z krzykiem „Proszę pana! Proszę pana! Zostawił pan telefon”; lecz zamiast tego czuje szarpnięcie do tyłu, ponieważ telefon ani drgnął ze stolika (w efekcie szarpnięcia urywają jej się dwa guziki od koszuli, która efektownie się rozchyla i w kilkanaście minut YouTube jest pełen filmików w HD z tego wydarzenia). No i na koniec najlepszy chyba pomysł, rodem ze starych Supermanów, chociaż to bardziej do projektantów niż naukowców — majtki na spodnie, oczywiście w kontrastujących do siebie kolorach.

A Wy, Szanowni Czytelnicy, jaki wynalazek chętnie zobaczylibyście w realu?

Aubrey