2013-08-31

Stary layout jest bogiem

Twitter wprowadził w tym tygodniu zmianę. Jest właściwie niewielka, ponieważ organizuje inaczej dyskusje. Tylko tyle i aż tyle. Wszyscy zresztą już chyba widzieli, o co kaman. Nawet jeśli nie widzieli. Reakcja ludzi w większości była taka jak fanów Metalliki na Czarny Album w 1991 roku — oburzenie, głośne protesty, odmowa zaktualizowania aplikacji na smartfony, byle tylko nie mieć z nowym porządkiem nic wspólnego. Obserwowałem te reakcje z autentycznym entuzjazmem poznawczym, jako że wielokrotnie byłem już świadkiem takich zachowań. I za każdym razem byłem nimi zafascynowany. Pochylmy się dzisiaj nad tym zagadnieniem, w ten piękny, jesienny nieomalże, wieczór. Można nalać sobie lampkę wina, chłodny kufel piwa lub szklaneczkę whisky i jedziemy z koksem.

Nie przychodzi mi do głowy ani jeden przypadek nowego layoutu, który wzbu dziłby zachwyt. Zawsze coś jest nie tak, przy czym rzadko kiedy jest to konkretne coś. Czytałem kiedyś, że kawa lepiej smakuje z ulubionego kubka (ci amerykańscy naukowcy i ich badania). Siła rytuału. Jeżeli użytkownik używa jakiejś strony dzień w dzień, to wytwarza się między nim a stroną swoista intymna więź; wszystkie te drobne detale oraz nawyki, ta wypracowywana niejednokrotnie latami równowaga — wszystko to idzie się często w jednej chwili kochać. Zrozumiałym jest, że budzi to bunt.

Przypomina mi to przeczytaną na nieistniejącym już blogu anegdotę. Otóż pracownik in folinii pewnego banku odebrał telefon od wzburzonego petenta, który powitał go tymi oto słowy: — Złodzieje! Coście zrobili!? — Od słowa do słowa wyszło na to, że pan miał wydrapany na ścianie obok bankomatu PIN do karty. Było to bezpieczne, bo tylko on wiedział, że to jego PIN. No i zrobili remont wnęki. Mężczyzna był odcięty od oszczędności całego życia. Przykra sprawa. On jednakże akurat miał powód do zdenerwowania, w przeciwieństwie do internautów.

Niczym diabeł z piosenki „Sympathy for the devil” The Rolling Stones obser wowałem przez lata wszystkie te serwisy zbierające cięgi za to, że miały czelność się zmienić. Pamiętacie grono.net? Kiedyś za bardzo upodobnili się w opinii użytkowników do Facebooka. Protesty były na tyle skuteczne, że twórcy Grona się ugięli i co nieco przywrócili. Co do Facebooka, to najwięcej oburzenia — wydaje mi się — wznieciła linia czasu (co jest o tyle zabawne, że to akurat im fajnie wyszło). Upodabnianie się do Facebooka to ogólnie śliska sprawa, bo on sam wciąż coś zmienia i wywraca do góry nogami — wszyscy naśladowcy kończą prędzej czy później jak sobowtór Michaela Jacksona z lat 80., czyli zgoła niepodobni (z ubrania też). Może więc w tym szaleństwie jest jakaś metoda? Ale idźmy dalej: Blog.pl pod koniec 2007 roku zmienił wygląd panelu administracyjnego i dużo ludzi zaczęło się rozglądać za innym CMS-em. Nasza Klasa wielkich zmian może nie przechodziła, ale Śledzikiem kiedyś sobie równo dowaliła. Pamiętam, sam wgrywałem mamie do przeglądarki Stylish i dopisywałem CSS usuwający ten wraży element. Stylish był również sojusznikiem podczas zmiany Last.fm w 2008 roku. Przebudowa była na tyle gruntowna, że niektórzy poczuli się zmuszeni do zrobienia osobnego pliku stylu, odtwarzającego stary układ. Swoją drogą, zważywszy na niektóre zmiany, autor musiał się nieźle napocić. Na pewno dziękował opatrzności oraz rozwojowi Internetu, że nie robi się już stron w całości we Flashu.

Facebooka sposób znamy — częste zmiany (jest to technika inspi rowana grą w trzy kubki i kulkę) — ale przecież nie wszystkie serwisy stać na taką taktykę. Można uciec się do przejściowej bety, ale to oznacza utrzymywanie przez jakiś tam czas dwóch instancji. Najlepszy sposób, moim zdaniem, znalazł Last.fm. Po tym, jak odrobił lekcję z 2008 roku, postanowił nie iść na żywioł: przez wiele miesięcy wymieniał pojedynczo kolejne elementy. Najpierw jeden, potem drugi, potem trzeci, ziarnko do ziamka. Zwracałem na to uwagę znajomym, ale nic nie zauważyli. A w tym czasie twórcy strony wymienili praktycznie wszystko.

Oczywiście, użytkownicy mogliby też nie spinać pośladów.

Aubrey

PS Akrostych.