wilk rozpaczy
mieszkanie
wstałem i spojrzałem na nieprzytomnego mężczyznę na sofie który wciąż jeszcze miał erekcję. z radia rozpaczliwie sączyło się 'sealed with a kiss' w interpretacji briana hylanda. poszedłem do łazienki gdzie splunąłem do umywalki i umyłem zęby a następnie poszedłem do kuchni gdzie z lodówki wyjąłem butelkę wódki i dodatkowo przepłukałem usta po czym jeszcze raz poszedłem umyć zęby. doszedłem do wniosku że więcej nie zdziałam i przebrałem się w ubranie strażnika więziennego które znalazłem w szafie. wyszedłem z mieszkania i poszedłem do swojego samochodu
siadając za kierownicą poczułem coś twardego pod sobą ale na siedzeniu nic nie leżało więc sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni i wyjąłem z niej mały słoiczek z maścią która ścinała na 12 godzin. była bardzo skuteczna ale wchłaniała się tylko przez penisa więc w celu zaaplikowania jej należało wysmarować nią wnętrze jamy ustnej a następnie zrobić celowi laskę. a przynajmniej tak było napisane na etykiecie w sekcji propozycja podania. podniosłem oczy z etykiety na wodza zagnieżdżonego scope'a ale ten pokręcił smutno głową i powiedział że to faktycznie najlepszy sposób
strażnicy więzienni są specyficzną grupą zawodową ponieważ trzymają głównie ze sobą. mieszkają na przywięziennych osiedlach i głównie zapijają własne smutki we własnym towarzystwie więc bardzo trudno się jest wkręcić w to środowisko bez zatrudniania się w jakimś więzieniu i pracy organicznej przez kilka miesięcy. stąd pomysł z wzięciem na celownik młodego strażnika więziennego który wybrał ten fach ponieważ po pierwsze pochodzi z rodziny strażników więziennych a po drugie w jego miejscowości nie było innych perspektyw zatrudnienia. gdyby miał w sobie przysłowiową dzikość serca to prawdopodobnie uciekłby ale jako osoba uległa posłuchał dominującego ojca i kontynuował rodzinną tradycję. młodzieniec co prawda poszedł na studia socjologia z resocjalizacją bo "papier warto mieć" ale na tym jego przygoda z wielkim światem się skończyła
poza jednym małym ale. przez całe studia mieszkał w akademiku gdzie zakosztował kilku rzeczy które nie byłyby mu dane gdyby został gdzie się urodził a jedną z nich byli inni mężczyźni. początkowo zachłyśnięty nową wolnością rzucił się w wir imprez i prawie oblał semestr ale potraktował to jako ostrzeżenie i wziął się ostro do roboty. skończył z imprezami i na koniec pierwszego roku udało mu się wypracować stypendium. na drugim roku poznał kogoś i związali się razem ale jego chłopak naciskał na przysłowiowe wyjście z szafy. strach przed tym co spotkałoby go ze strony rodziny nie pozwolił mu jednak zawalczyć o siebie i na ostatnim roku związek się rozpadł. po obronie wrócił do rodzinnego domu i w dość szybkim czasie dołączył w pracy do swojego ojca
na szczęście w pakiecie dostał mieszkanie służbowe ponieważ inaczej cały plan wykorzystania go nie miałby szans. raz na miesiąc wyjeżdżał do oddalonego o 300 km miasta w którym znajdował się klub gejowski. musiał uznać że tak jest bezpiecznie a może zaczynał wchodzenie do morza od zanurzania palców u stóp. do jakichkolwiek akcji dochodziło najczęściej w lokalu i to było wyzwanie dla mnie żeby namówić go na finał w jego mieszkaniu. pierwszy raz uwodziłem mężczyznę i prawdopodobnie szło mi to niezdarnie ale wszystko wyglądało na to że zostało to za dobrą monetę. wszyscy jesteśmy czasami niezdarni
od wodza zagnieżdżonego scope’a dostałem również proszek który zwiększał chęć do współpracy. żadne tam haitańskie praktyki voodoo i jeżeli ktoś był od początku na nie to nic by się nie wskórało. mój obiekt był jednak chętny. dzięki lekturze materiałów johna mulhollanda które napisał dla cia potrafiłem przemycić proszek do jego drinka w niezauważalny sposób zarówno dla niego jak i osób wokoło. zaproponowałem jego miejsce i powiedział tak
po drodze do mieszkania zachowywaliśmy się jak zmęczeni kumple ale jak tylko weszliśmy to położył swoje dłonie na moich ramionach a następnie przylgnął do mnie i zaczął rozpinać rozporek
"wezmę cię od tyłu"
odwróciłem głowę w jego stronę
"postanowiłem zachować to dla mojego męża"
speszył się ale szybko odzyskał rezon
"ale mam coś innego i będzie pan zadowolony"
to mówiąc przejąłem kontrolę nad sytuacją i to ja rozpiąłem mu rozporek i uwolniłem jego członek już w pełnym wzwodzie i rzuciłem na łóżko. zaczął ciężko oddychać
"muszę skorzystać z ubikacji więc podtrzymaj erekcję przez chwilę bez mojej pomocy"
w łazience wysmarowałem sobie wnętrze ust czymś co miało najbardziej ochydny smak jaki miałem okazję zakosztować w życiu. maść była gorzka jak woskowina tylko jeszcze bardziej. trudno mi było utrzymać neutralny wyraz twarzy ale na szczęście w pokoju było ciemno kiedy wróciłem. udałem się prosto do jego penisa i jak tylko był w moich ustach zacząłem napychać kremu do otworu na czubku. ku mojej wielkiej uldze substancja ścięła go w momencie. wybrałem palcem część kremu i dodatkowo zaaplikowałem go pacjentowi. na wszelki wypadek
wstałem i spojrzałem na niego. dopiero wtedy zdałem sobie sprawę że gra radio w którym leci 'sealed with a kiss'
więzienie
ciężkie metalowe drzwi otworzyły się z metalicznym zgrzytem i wszedłem do środka. przede mną ciągnął się długi betonowy korytarz z rzędem metalowych drzwi po lewej stronie. ruszyłem wzdłuż drzwi do celi numer 17. po drodze uderzyła mnie panująca cisza którą zakłucało jedynie bzyczenie świetlówek nad moją głową. stanąłem przed celą numer 17 i spojrzałem w stronę strażnika na końcu korytarza który czekał na mój sygnał żeby otworzyć niski otwór przez który można było wsunąć tackę z jedzeniem
"wysuń ręce"
w szczelinie pojawiły się dwie dłonie które skułem kajdankami i ponownie spojrzałem na strażnika przy biurku który wcisnął drugi przycisk i drzwi do celi wsunęły się w ścianę. więzień miał zmęczoną twarz i spojrzał na mnie trochę obojętnie nie próbując nawiązać żadnego kontaktu ani nic
"masz może rodzinę w afganistanie?"
na chwilę w jego oku dostrzegłem blask nadziei który zgasł kiedy położyłem palec na swoich ustach ale rozbłysł na nowo kiedy powiedziałem dalszy ciąg
"zostajesz przeniesiony do innego więzienia. będę cię eskortował tam"
wyszedł z celi i ruszył korytarzem w kierunku a ja podążyłem za nim. strażnik przy biurku skinął głową w moim kierunku i otworzył drzwi za nim którymi wyszliśmy do ośmiokątnego pomieszczenia które można by najtrafniej nazwać świetlicą: były w niej stoły z różnymi grami planszowymi i karcianymi i kilku więźniów siedziało i grało w nie. jeden osobnik stał i wyglądał przez okno. jeszcze inny leżał zwinięty w kłębek na kanapie na środku pomieszczenia. telewizor pod sufitem grał film przyrodniczy na temat drapieżników na sawannie. wyglądało to bardziej jak oddział szpitala psychiatrycznego niż więzienie ale ponieważ pracowałem tu od dawna to nie mogłem stać cały dzień i gapić się na spektakl. szturchnąłem mojego więźnia jakby to on się ociągał i ruszyliśmy dalej. kilka kolejnych bramek i byliśmy na zewnątrz. o dziwo
wyjąłem z kieszeni kartkę na której miałem rozrysowaną trasę dojścia do samochodu żeby ominąć bycie widzianym przez obiektyw którejkolwiek z kamer. ktoś tak to skoordynował że co 6 minut pojawiało się 15-sekundowe okienko
zwróciłem się do więźnia
"jak powiem już to szybko biegniemy do tamtego granatowego samochodu. po drodze otworzę pilotem bagażnik i chcę żebyś do niego wskoczył"
"dobrze"
rozkułem go żeby na mój sygnał ruszyliśmy. plan miał jeden ryzykowny punkt: ktoś mógł obserwować parking przez okno. więzień wskoczył do bagażnika i pociągnął za klapę tak że się zatrzasnęła. ja już powoli otworzyłem drzwi i wsiadłem jakby nigdy nic a następnie ruszyłem. strażnikowi na bramie powiedziałem że dostałem nagłego ataku biegunki i zostałem zwolniony do domu. strażnik zaśmiał się jakbym do czegoś nawiązywał i otworzył bramę
las
zatrzymałem samochód na leśnej drodze i wysiadłem. zdjąłem kurtkę i wrzuciłem do samochodu a następnie zacząłem zdejmować resztę ubrania i przebierać się w swoje ubranie które było w plastikowej reklamówce wciśniętej między przednie siedzenie kierowcy a tylne. kiedy skończyłem to ujrzałem że zza drzewa wyłania się głowa wodza zagnieżdżonego scope’a a potem reszta. oparty o samochód obserwowałem jak się zupełnie niepotrzebnie skrada ale w końcu zorientował się że się zwyczajnie wygłupia i ostatni odcinek podszedł już normalnie
"rozumiem że wszystkie papiery dały radę"
"bardzo bardzo dały rady. przepuszczali nas jakbyśmy mieli pieczątkę od samego papieża wbitą. no i jestem pod wrażeniem dossier naszego strażnika więziennego"
"jak mawiał agent specjalny dale cooper: sekrety są niebezpieczne"
"ale ta maść paskudna. skuteczna ale paskudna"
"ona specjalnie ma taki smak żebyś się nie koncentrował na tym gdzie ją aplikujesz. był też wariant mango ale stwierdziłem że docenisz woskowinę guźca"
osłupiałem na chwilę
"po co w ogóle zaczynałem temat"
"po chuj"
"no dobra. to do roboty"
otworzyłem bagażnik. po godzine w ciemności światło raziło więźnia więc zasłonił się ręką aż jego oczy się nie przyzwyczaiły ale przez chwilę musiał widzieć dwie sylwetki stojące złowrogo nad nim
jak tylko mógł nas dobrze zobaczyć to wódz zagnieżdżony scope przejął przedstawienie
"zanim stamtąd wyjdziesz musisz poznać zasady. po pierwsze: wyciągnęliśmy cię z więzienia w wiadomym celu więc jeżeli będziesz próbował uciec to zamkniemy cię z powrotem do bagażnika a samochód zaparkujemy przed więzieniem. rozumiesz?"
"t-tak"
"świetnie. następnie: na początek opowiesz nam trochę o miejscu z którego cię wyrwaliśmy"
"dobrze"
rozstąpiliśmy się z wodzem zagnieżdżonym scopem na znak że może wyjść. wygramolił się obolały i wypadł na usłaną liśćmi ściółkę leśną. zebrał się i wstał. wódz zagnieżdżony scope miał w ręce wiatrówkę którą nakazał mężczyźnie iść kawałek aż nie doszliśmy do głębokiego dołu niewiele większego od niego
mężczyzna załkał
"o boże"
wódz zagnieżdżony scope pozostał niewzruszony
"zacznijmy od więzienia"
mężczyzna westchnął
"to prawdziwe piekło i nigdy nie wyobrażałem sobie że tak spokojne i poukładane miejsce może być tak straszne. właściwie uprzejmie się do nas odnoszą w codziennych sytuacjach strażnicy i obsługa ale poza tym bardzo surowo trakują zasady miejsca. nie życzyłbym najgorszemu wrogowi tego co przechodzę. przechodziłem. kiedy tam trafiłem to oczywiście wydawało mi się że to nie będzie takie straszne i trochę z niedowierzaniem przyglądałem się współwięźniom ale po trzech tygodniach zacząłem rozumieć. tydzień później dostałem lewatywę i pomyślałem że to jest do przeżycia ale trzy lata później wiem że nie. niektórzy popadają w szaleństwo i w akcie desperacji próbują zaatakować strażników z nadzieją że zginą. ale kara jest jedna: dwa miesiące bez lewatywy. z drugiej strony za dobre sprawowanie można dostać ją częściej. po pewnym czasie wszyscy dobrze się zachowują ale to oznacza że trzeba się zachowywać jeszcze lepiej bo tylko pięć osób może się załapać poza kolejką. używają jakiejś specjalnej diety przez którą nie możemy się normalnie wypróżnić. jeden współwięzień postanowił jednak popełnić samobójstwo przy pomocy strażników i atakował ich a oni kilkakrotnie odmawiali mu lewatywy. okazało się że system tego nie przewidział. w pewnym momencie zdrętwiała mu noga i wzięli go do infirmerii. stolec był tak twardy że musieli go usuwać operacyjnie. amputowali mu również nogę. horror! horror!!"
kiedy mężczyzna skończył spojrzałem na wodza zagnieżdżonego scope’a
"chcesz powiedzieć że uwolniłem więźnia z oddziału konstypacyjnego?"
wódz zagnieżdżony scope stał niewzruszony
"nie chciałem żeby stanęło ci to na drodze wykonania zadania"
"to pedofil czy gwałciciel? a zresztą nie mów. co teraz?"
"teraz--"
wódz zagnieżdżony scope nie skończył ponieważ mężczyzna padł na kolana i zaczął błagać
"czy to naprawdę musi się stać? puśćcie mnie wolno a przysięgam że już nigdy nie będzie ze mną kłopotów"
"twoja rodzina zapłaciła za twoje uwolnienie ale postawiliśmy warunek że zakończysz swoje życie po opuszczeniu więzienia. zresztą zgodziłeś się na te warunki to co będę się rozgadywał na ten temat"
"a-ale to nie była moja wina. byłem chory. jestem chory. trzeba mnie leczyć a nie torturować"
"nasze stowarzyszenie zgodziło się ulżyć ci ponieważ również nie uważamy że dręczenie ludzi przynosi dużo pożytku chociaż część ludzi uważa to za wielką sprawiedliwość ale jeżeli liczyłeś że się wywiniesz stąd to się przeliczyłeś"
"mogę zapłacić. będziecie mieli pieniądze na uwolnienie większej liczby ludzi stamtąd którzy będą mogli się zabić. mogę wskazać większych zwyrodnialców niż ja!"
chrząknąłem
"musisz pamiętać że ja nie należę do stowarzyszenia i nie obchodzą mnie twoje pieniądze. w ogóle nie zrobiłem tego dla pieniędzy"
mężczyzna zamarł i patrzył na przemian to na wodza zagnieżdżonego scope’a to na mnie
"no to d-dlaczego? z twoich słów wynikało że nie wiedziałeś kogo uwalniasz"
fascynujące na jakie wyżyny sofistyki jest zdolny wspiąć się człowiek który zaraz zostanie stracony
"odpowiedź na to pytanie w gruncie rzeczy nie ma znaczenia. to dlaczego cię wyciągnąłem z więzienia jest o wiele mniej istotne od pytania dlaczego nie zgadzam się puścić cię teraz wolno"
mężczyzna spojrzał na mnie i zawahał się
"d-dlaczego?"
trzymałem go chwilę w niepewności
"wiesz dlaczego"
"a wy nie macie dziwnych fantazji?"
wódz zagnieżdżony scope mlasnął i pokręcił głową
"ja nie mam"
następnie spojrzał na mnie a ja ujrzałem na jego twarzy minę pod tytułem o kurwa po co w ogóle na niego patrzyłem
"miałem raz fantazję że jestem grzybem. nie żadnym konkretnym ale raczej innym typem organizmu. chyba dzień wcześniej czytałem na wikipedii artykuł o grzybach i o tym że jest im znacznie bliżej do królestwa zwierząt niż roślin ale przez stulecia traktowano je jako rośliny ponieważ ich jedynym sposobem poruszania się jest rośnięcie w pożądanym kierunku. w mojej fantazji miałem humanoidalny kształ i mogłem się poruszać jak człowiek chociaż nie miałem faktycznych ludzkich stóp tylko bardziej takie jak słoń i musiałem je odrywać od podłogi do której się przyklejały podobnie zresztą jak ręce do ścian. wszedłem do pokoju w którym na łóżku leżała dziewczyna. była podniecona i zafascynowana ale w jakiś sposób wyzwolona. doszedłem do łóżka i wdrapałem się na nie i na dziewczynę. mój penis urósł do ogromnych rozmiarów przy czym przypominał bardziej jakiegoś sromotnika. reszta mojego ciała zaczęła rosnąć masą która oplotła dziewczynę która początkowo się nie opierała a potem nie miała jak a wreszcie jej się to spodobało"
wódz zagnieżdżony scope patrzył na mnie z mieszanką podziwu i czegoś innego. zagwizdał i powiedział:
"wow"
więzień starał się być bardziej rzeczowy
"to brzmi jak ciekawy wariant tentacle porn"
wódz zagnieżdżony scope klasnął w dłonie aż mu prawie wiatrówka wypadła z rąk
"dość tego. poznaliśmy już twoją relację więc pora na drugą rzecz"
"błagam!"
wódz zagnieżdżony scope był już wyraźnie zirytowany
"przestań karmić tego wilka"
więzień zamilkł i myślał przez chwilę
"co? jakiego wilka?"
postanowiłem odciążyć wodza zagnieżdżonego scope’a
"w każdym z nas żyją dwa wilki: dobry i zły. codziennie w każdym z nas toczą brutalną walkę i jeden z wilków rozrywa drugiego na strzępy"
"który którego?"
"ten którego karmisz. ale tych wilków jest znacznie więcej. teraz karmisz wilka który powstrzymuje cię przed wypełnieniem swojej części umowy"
wyciągnąłem z kieszeni spodni rewolwer i podszedłem do więźnia a następnie wręczyłem mu go. przyjął go z ociąganiem podczas gdy wódz zagnieżdżony scope zaczął przedstawiać resztę instrukcji
"pozwól że zarysuję ci twoją sytuację. w bębenku znajduje się jeden nabój. masz mnie na wpół do drugiej a mojego partnera na wpół do jedenastej więc nie masz możliwości zastrzelenia nas obydwu. możesz wybrać mnie ponieważ mam broń ale nie wiesz czy mój parner nie ma ale nawet jeżeli nie ma to nadal nie masz więcej naboi i możesz zostać pokonany. możesz rzucić się na moją broń ale może się okazać że nie ma w niej naboi ponieważ o ile w wojsku panuje zasada że broń nie sprawdzona to broń nabita to w twojej sytuacji bliżej jej do kota schrödingera. ale może jest nabita ale dobiegniesz do broni drugi i będziesz na linii tak zwanego strzału bezwględnego co w praktyce oznacza że żadną miarą nie chybi. możesz też zastrzelić mojego partnera ale z pustym rewolwerem nie będziesz dla mnie przeciwnikiem i wiesz w bagażniku gdzie zaparkowanego samochodu skończysz. nie mówiąc już o tym że jesteś dwa dni przed planowaną lewatywą więc twoja mobilność jest ograniczona. innymi słowy: albo dobrowolnie rezygnujesz i wracasz na oddział konstypacyjny albo wypełniasz swoją część umowy"
więźniowi zatrzęsły się nogi i upadł na kolana płacząc ale jednocześnie próbując się zebrać w sobie. drżącą ręką przystawił lufę rewolweru do brody i zamknął oczy kiedy nagle wódz zagnieżdżony scope zwrócił się do mnie
"najlepsze w tym zabijaniu ludzi w lesie jest to że można im powiedzieć wszystko przed śmiercią i jest bezpieczne bo zabierają to do grobu"
więzień rozmyślił się i upadł na czworaki płacząc bardziej. postanowiłem dać mu trochę więcej czasu
"jak właściwie nazywa się to wasze stowarzyszenie?"
"stowarzyszenie x"
w tym momencie więzień pociągnął za spust. nadal był na czworakach więc upadł do przodu a nie do grobu jak zapewne było intencją wodza zagnieżdżonego scope’a. ten przyglądał się chwilę i westchnął. przeciągnął ciało do dołu
"jak wywozisz typa do lasu to każesz mu kopać grób bo w sumie po co masz się brudzić ale zależało mi na czasie oraz efekcie psychologicznym więc sam to zrobiłem a teraz musimy zakopać"
miał dwie łopaty więc dołączyłem do niego
"jak mówisz im wszystko to podajesz im czasami swoje imię?"
wódz zagnieżdżony scope oparł się o swoją łopatę
"pewnie"
"czemu dzisiaj nie podałeś?"
"nie byliśmy sami. musiałbym ciebie też zabić"
teraz ja przestałem zasypywać grób
"chcesz powiedzieć że nie nazywasz się zagnieżdżony scope?"
"a gdzie! znalazłem to w podręczniku javascriptu jak się kiedyś uczyłem i spodobała mi się koncepcja. tak naprawdę nie jestem indianinem. to znaczy jestem ale w jednej czwartej i urodziłem się w wielkim mieście ale w pewnym momencie odkryłem że mogę spieniężyć swoje podobieństwo. wydaje mi się że prawdziwi indianie nie uznają mnie ale interes się kręci a i ja odnoszę się do nich z szacunkiem więc"
"już prawie kończymy. muszę odwieźć rzeczy strażnikowi. tak właśnie myślałem"
"no?"
"to dossier było bardzo dokładne i mogłem poznać go za pomocą lektury nadesłanej mi przez stowarzyszenie x i tak mnie naszło że nie potraktowaliśmy go dobrze. wykorzystaliśmy jego problem. chciałbym mu jakoś pomóc"