wilk gotowości
obok mnie pojawiła się wielka twarz groźnie wyglądającego indianina. jego oblicze było tak ponure że zachodziło z drugiej strony i wyglądało zabawnie ale i tak spojrzałem na niego z wyrzutem
"mocz oddaję"
na moje słowa odpłynął kawałek dalej
"będę na plaży z dziewczętami"
to powiedziawszy odpłynął jeszcze dalej w kierunku brzegu zostawiając mnie na wodach morza karaibskiego. powisiawszy chwilę w przyjemnie ciepłej wodzie i poobserwowawszy dyfuzję moczu rozpuszczającego się w znacznie większej ilości wody w morzu wróciłem na plażę gdzie spojrzałem aż po horyzont i pomyślałem że gdybyśmy byli nad pacyfikiem to mógłbym liczyć na piękny zachód słońca a tak no cóż. położyłem się i zakrywszy oczy grubym liściem bananowca zacząłem rozważać plany na wieczór które przerwał mi jakiś chichot. zerwałem się i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu ujrzałem wianuszek dziewcząt w samych tylko spódniczkach z cienkich liści które stały w półokręgu i robiły sobie ze mnie podśmiechujki. było w ich postawie coś z japońskich uczennic. szybkie rozeznanie w sytuacji wykazało dwa fakty a mianowicie że słońce było znacznie niżej oraz miałem przepotężną erekcję a mój członek był tak twardy jak tylko może po drzemce. co nawet zabawne niespecjalnie nadaje się wtedy do seksu choć oczywiście jak ktoś się uprze to po chwili miarowego posuwania nastrój psychiki może dołączyć do organu. bywało się i tam. jest to zasadniczo przede wszystkim objaw zdrowia bowiem stoi za tym mechanizm mający na celu zapewnić sprawność penisa który w przypadku nieużywania mógłby nie stanąć na wysokości zadania. dziewczęta najwyraźniej jednak nie podzielały mojego punktu widzenia no ale z dziewczynami zawsze taka robota. złapawszy mocniej liść bananowca pogoniłem je choć może mój szalejący wzwód też dołożył się do tego sukcesu. ponieważ nagłe majdnięcia mojego przyrodzenia powodowały tracenie równowagi i to szczególnie na miękkim piasku to postanowiłem wejść do wody ponieważ w artykule o nudystach czytałem kiedyś poradę że zimna woda szybko zmienia układ sił i przynosi pożądane w rzadkich sytuacjach zwiotczenie ale morze karaibskie miało sobie za nic reguły panujące w bałtyku bo to było przecież w polskiej gazecie i zajęło to nieco dłużej i w efekcie z wody wyszedłem kiedy zaczęło już zmierzchać ale być może właśnie dzięki temu miałem okazję zobaczyć palące się za wydmą nieopodal ognisko gdzie postanowiłem się udać
ze szczytu wydmy ujrzałem znajomego indianina który siedział po turecku otoczony wianuszkiem moich dziewcząt i dodatkowo wianuszkiem jeszcze innych dziewcząt pewnie swoich o których mówił mi wcześniej ale niedokładnie słuchałem ponieważ oddawałem mocz. pykając powoli długą fajkę zabrał głos pośród całkowitej ciszy przerywanej jedynie szumem leniwych fal morskich oraz trzaskaniem drewna trawionego wątłym ogniem
"dawno temu żyło pewne plemię które zdawało się nie mieć wrogów naturalnych więc żyli w pokoju uprawiając rolę i polując od czasu do czasu. swoją sytuację zawdzięczali z jednej strony ukształtowaniu terenu a z drugiej szczęśliwemu zbiegowi okoliczności kiedy dziwna choroba wybiła całe sąsiednie plemię które było dość agresywne. był jednakże jeden starzec który upierał się żeby nie przestawać szkolić wojowników. kazał im biegać dzień i noc a innymi razami walczyć z drzewami i kamieniami i pomimo iż nie wszystkim było to w smak to był ów zacny mąż członkiem starszyzny wioski i nikt się temu otwarcie nie sprzeciwiał. całą ostatnią kwartę swego życia poświęcił na doskonalenie kolejnych wojowników aż niestety pod koniec tej kwarty podupadł na zdrowiu i leżał bez sił na swoim łożu z błota i liści. lecz nawet wtedy już ostatkiem sił nadal nakazywał nie zaprzestawać ćwiczeń. w przedostatni dzień jego życia wioska została napadnięta przez białego człowieka ale wojownicy którzy polerowali swoje umiejętności wojenne do porzygania się z łatwością odparli napastników którzy niepyszni musieli udać się na z dala upatrzone pozycje czyli mówiąc kolokwialnie spierdolili aż miło. i teraz drogie dziewczęta pytanie będzie. otóż stary wojownik doskonale wiedział że wróg nadejdzie bowiem rozpoznał egzotyczną chorobę jako tak zwany katar i wiedział że biały człowiek kiedyś wróci. lecz czy zrobiłoby mu różnicę gdyby umarł nie będąc świadkiem że jego wieloletnie starania zostały zwieńczone sukcesem?"
dziewczęta pokiwały głowami że no tak tak to było kurwa głębokie. część przyglądała mi się z wrogością podsyconą opowieścią indianina. on sam przyglądał mi się trochę z uznaniem a trochę nie. ja starałem się by moje spojrzenie i postawa nie wyrażały absolutnie nic. w jednej chwili poczuliśmy obydwaj że wszechświat należy do nas jeżeli tylko ruszymy dupy i włożymy w to choć trochę starań
tak właśnie poznałem wodza zagnieżdżonego scope'a