noc walpurgii
"and i just realized nothing is what it seems"
--madonna 'american life'
obudziłem się w dusznym pokoju w którym było czuć kiszoną kapustą. już po przebudzeniu zdziwiłem się że smród nie obudził mnie wcześniej. podniosłem ciężką kołdrę którą byłem nakryty i usiadłem na skraju łóżka. od kołdry byłem cały spocony ale odkrywszy się nie odczułem żadnej ulgi z uwagi na panującą w pomieszczeniu duszność. łeb mnie napierdalał jak tego wieśniaka z kawału co przyszedł do doktora z migreną. na szafce nocnej obok łóżka stała szklanka z jakimś płynem którą podniosłem i wlałem do ust zawartość którą okazała się być wódka. przez ułamek sekundy rozważałem wyplucie alkoholu ale w końcu z niesmakiem przełknąłem i odstawiłem pustą szklankę. przez krzesło stojące w nogach łóżka wisiały przewieszone moje dżinsy które naciągnąłem na siebie stwierdzając przy tym że od panującej w pomieszczeniu atmosfery trochę zawilgły. ubrany postanowiłem zrobić porządek z następną kwestią jaką byli czterej mężczyźni siedzący przy stoliku do brydża kawałek dalej i rozmawiający o futbolu
"panowie kurwa wypierdalać"
mężczyźni zamilkli oburzeni. jeden z nich wstał by bardziej aktywnie zaprotestować przeciwko moim słowom
"co pan sobie wyobraża w ogóle?"
wiedziałem jednak że muszę być nieugięty niczym penis mariany cordoby w trakcie erekcji
"wypierdalać ale już kurwa gadający o futbolu jebańcy"
mamrocząc coś pod nosem zaczęli się zbierać i po chwili wyszli zamykając za sobą drzwi z trzaskiem. w pokoju nie było nic do jedzenia. przez wąskie okienka pod sufitem wpadało trochę bladego światła. znalazłem koszulę flanelową oraz kurtkę w stylu montera kablówki i założyłem to wszystko na siebie. na wieszaku obok drzwi wisiała rosyjska czapka uszanka jaką kupiłem zainspirowany jednym z odcinków serialu "hannibal". wyszedłem z pokoju i znalazłem się w drugim o takich samych rozmiarach. w rogu na prawo od moich drzwi stała wielka grzałka przy której stali czterej mężczyźni których dopiero co wyprosiłem od siebie. w kieszeni kurtki znalazłem klucze ale żaden z nich nie pasował do drzwi ponieważ przy bliższym zapoznaniu się z nimi stwierdziłem iż są to kluczyki samochodowe
obróciłem się w kierunku mężczyzn i wskazałem na drzwi do mieszkania
"żeby mi kurwa nic nie zginęło"
obruszyli się ale tym razem obyło się bez filipik
skierowałem swoje kroki naprzeciwko moich drzwi gdzie znajdowały się wielkie drzwi od przyczepy od tira w której się znajdowaliśmy. otworzyłem je i wyszedłem na zewnątrz a następnie na dół po frywolnej fantazji na temat połączenia schodów oraz drabinki. pod nogami przyjemnie zachrzęścił mi śnieg który ciągnął się aż po horyzont pustkowia pośrodku którego się znajdowaliśmy. na przyczepie widniał wielki napis JANUSZE TRANSPORTU. niedaleko przyczepy ciężarowej stał zaparkowany kanciasty czerwony ford jeszcze z pierwszej połowy lat osiemdziesiątych. naciągnąłem czapkę bardziej na głowę i ruszyłem do forda chrzęszcząc jeszcze bardziej śniegiem. po drodze odczułem że ubieranie wilgotnych spodni nie było najlepszym wyjściem ale też nie miałem wyboru wiec nie katowałem się myśleniem o tym bo wystarczyło mi samo uczucie dojmującego chłodu. na szczęście nie padało przez noc więc nie musiałem zbierać śniegu z szyb ani karoserii. samochód był czerwony ale od spodu zżerała go rdza przez jebaną sól którą wysypują na drogach. chwilę siłowałem się z drzwiami które przymarzły przez noc
hałas obudził wodza zagnieżdżonego scope'a który spał na miejscu pasażera i obudzony nagle upuścił zakrwawiony nóż myśliwski który trzymał w rękach. nóż upadł idelnie pionowo i wbił się w podłogę. wódz zagnieżdżony scope był trochę skołowany i odruchowo zawołał
"przysięgam wysoki sądzie że mężczyzna pierwszy wyciągnął broń!"
usiadłem za kierownicą. samochód z lekkim pokasływaniem ale odpalił. zacząłem kręcić pokrętłem od ogrzewania ale wódz zagnieżdżony scope postanowił zmiażdżyć moje oczekiwania co do rzeczywistości
"nie działa"
"kurwa"
"można to też ująć w ten sposób"
ruszyłem przed siebie. po dojechaniu do szlabanu zatrzymałem się i czekałem aż się otworzy. po chwili drzwi małej budki obok szlabanu otworzyły się i ze środka wyszła jakaś starowinka która powłócząc nogami ruszyła w naszą stronę. w dłoniach niosła dwie szklanki w metalowych koszyczkach które podała najpierw mnie a potem obszedłszy całą nieskończoność samochód podała wodzowi zagnieżdżony scope
sytuacja wzbudziła moją ciekawość
"jak to?"
wódz uśmiechnął się dobrotliwie
"zamówiłem wieczorem herbatę bo wiedziałem że rano może się przydać"
przez następne piętnaście minut siedzieliśmy w aucie i najpierw czekaliśmy aż herbaty trochę przestygną co przy tej temperaturze nie było aż tak trudne a następnie je wypiliśmy. kobiecina odebrała od nas szklanki i poszła unieść szlaban. wrzuciłem jedynkę i ruszyłem z kopyta co spowodowało że autem lekko zarzuciło kiedy wjeżdżałem na drogę
kiedy na wiosnę podjechałem pod nasz cel śniegu już nie było. rzuciłem czapkę na tylne siedzenie i rozpiąłem kurtkę. wódz zagnieżdżony scope dla odmiany nie sprawiał wrażenia jakby kwestia temperatury go dotyczyła. zamknęliśmy samochód choć nie na kluczyk i weszliśmy na plac targowy gdzie doszliśmy do straganu z warzywami przy którym stał mężczyzna w beretce który wskazał na bloki mieszkalne nieopodal placu. ruszyliśmy tam. po drodze zdjąłem kurtkę bowiem było ciepło. blok jak blok: późny gomułka wczesny gierek. wódz zagnieżdżony scope zadzwonił domofonem który prawie od razu się odezwał
"kto tam?"
"chciałem zobaczyć debbie reynolds. pukałem ją w szkole"
z domofonu nie dobiegł już żaden dźwięk za to drzwi się otworzyły. na parterze były drzwi do trzech mieszkań. wódz zagnieżdżony scope zapukał do środkowych i otworzyła nam zakonnica która się uśmiechnęła usłużnie i zaprosiła nas do środka. w środku wzięła od nas odzienie wierzchnie a następnie kazała iść za nią i wtedy zauważyłem że jej habit ma z tyłu wycięcie całkowicie odsłaniające pośladki. idąc za ciosem zauważyłem również że jej habit jest wykonany z czarnego błyszczącego lateksu. przeszliśmy z przedpokoju i weszliśmy do dużego pokoju w czerwieni burdelowej który w istocie był bardzo duży albowiem z grubsza mówiąc zajmował cały blok: wszystkie mieszkania były teraz połączone w jedną wielką jednostkę. przez środek bloku szedł komin z którego można było dostrzec wszystko ale były też wycięcia i szklane podłogi w paru miejscach więc całość sprawiała wrażenie o wiele bardziej ażurowe
lateksowa zakonnica skłoniła się po japońsku żeby zwrócić na siebie uwagę
"zapraszam"
ruszyliśmy za nią i weszliśmy na pierwsze piętro gdzie zatrzymałem się przed osobliwą scenką rodzajową jaka odbywała się we wnęce. na krześle siedział nagi mężczyzna w czarnej masce zasłaniającej oczy przywiązany za ręce i nogi i na wysokości splotu słonecznego do krzesła. obok niego stała kobieta w gorsecie i długich rękawiczkach. jedną ręką trzymała jego członka u nasady a drugą wsuwała metalowy pręt w jego członek. sądząc z jego reakcji była w tym również mieszanka przyjemności
zakonnica ponownie się skłoniła
"czy życzy sobie pan takie samo?"
"dziękuję. jesteśmy tu dziś w związku z nocą walpurgii"
"oczywiście. proszę usiąść na sofie i poczekać"
po raz kolejny się skłoniła i odeszła racząc nas widokiem swoich pośladków. usiedliśmy na kanapie. wódz zagnieżdżony scope spojrzał na mnie zdziwiony
"noc walpurgii?"
zaśmiałem się spoufalająco
"walpurgia to wymyślna praktyka seksualna stworzona przez niemców w latach dwudziestych ubiegłego wieku a polegająca na tym że kobieta siada ci na twarzy i nie schodzi z niej aż się nie spuścisz. są różne warianty. w jednym ciężar dojścia spoczywa na tobie ale w innych to kobieta się tym zajmuje. wszystko w gruncie rzeczy zależy od postanowień początkowych"
teraz również i wódz zagnieżdżony scope się zaśmiał
"po raz pierwszy ty coś wiesz a ja nie"
wstałem
"muszę do kibelka przez tę herbatę"
ruszyłem do końca korytarza i znalazłem łazienkę. wszedłem do środka i uderzył mnie zaduch oraz smród kiszonej kapusty. byłem w pokoju w którym się rano obudziłem. obejrzałem się za siebie ale nie było tam już przybytku rozkoszy a druga część naczepy od tira. przy stoliku do brydża siedziało czterech mężczyzn którzy rozmawiali na temat futbolu
jeden z nich zauważył mnie i wstał
"gdzie żeś posiał kurtkę? a czapkę?"
drugi jednak już czuwał i do razu sprowadził go do poziomu stolika
"graj janusz!"
zdjąłem koszulę i spodnie i położyłem się do łóżka i przykryłem kołdrą. i naszła mnie smutna konstatacja
"coś poszło nie tak"