2011-06-21

Syndrom Lady Gagi

Elżbieta Zapendowska powiedziała — co wiem z przytoczeń w Internecie — że Marek Grechuta dzisiaj by się nie przebił. Inny rynek, inni odbiorcy. Świat poszedł do przodu.

Jak zapewne niektórzy kojarzą, po cichu podziwiam rozliczne talenta i poczynania Lady Gagi. W przeciwieństwie do niektórych, potrafię pod tonami popowej kreacji, makijażu, wypitolonych kostiumów i całej reszty dostrzec talent. Tak, talent. (Choć również te wypitolone kostiumy).

Jako potwierdzenie traktuję podrzucony mi przez anonimowego informatora (pozdrawiam, Paulina!) filmik na YouTubie niejakiej Stefani Germanotty, czyli osoby, która stoi za przedsięwzięciem pt. Lady Gaga. Dziewczyna w eleganckiej sukience przy akompaniamencie samego fortepianu śpiewa piosenkę. Nie do uświadczenia w radiu, bo piosenka nie pochodzi sprzed 80 lat.

W pół drogi są jeszcze akustyczne wykonania jej przebojów. Parę razy zrobiła coś takiego dla radia. Ja tam widzę talent.

Ścieram się w punkcie jej talentu z wieloma osobami w życiu prawdziwym, jak i wirtualnym, i końca nie widać. Wysłuchuję, jak to jest totalnym beztalenciem, epatuje seksem i tym podobne brednie, i przypominają mi się słowa Elżbiety Zapendowskiej, które przytoczyłem na początku notki. Może Stefani Germanotta przy fortepianie to nie całkiem Marek Grechuta, ale mechanizm ten sam. Będąc sobą, będąc kimś wrażliwym — nie przebiła się. Dopiero przeobrażenie w Lady Gagę pozwoliło jej szerzej zaistnieć. Wszyscy ci pożal się boże krytycy jej działalności artystycznej nie zadali sobie trudu zbadania tematu i dowiedzenia się, jak się nazywa i jakie miała początki. (Co tylko pokazuje, jak miernymi rozmówcami są w temacie).

Dowcip polega na tym, że gdyby nie została tą pogardzaną przez koneserów kultury ą-ę Lady Gagą, to przepadłaby z kretesem albo grała do kotleta, wiążąc koniec z końcem. Nikt by nie chwalił, nikt by nie krytykował.

Świat poszedł do przodu, zmieniły się kryteria. Dziewczyna przy fortepianie już nie ma szans zostać gwiazdą. I to jest na swój sposób smutne (ale na tej samej zasadzie, jak każdy odchodzący świat zasmuca tych, którzy to dostrzegają). Krytykowanie Lady Gagi nie ma sensu. To tylko objaw zmian, w które ona się wpasowała i zdaje się dobrze bawić.