2010-05-11

Srocedury

Ostatnio miałem kilka telefonów z Ery GSM. Za każdym razem proponowano mi pakiet dodatkowych SMS-ów. W abonamencie mam 360 i wykorzystuję… kilka miesięcznie. Ale spoko, są zamieniane na 120 minut rozmów, których też nie wygaduję (ok. 40 minut raptem). Po ostatnim telefonie powiedziałem pani, żeby sobie odnotowali, że przy kilku SMS-ach miesięcznie to żadna atrakcja dla mnie. Obiecała gdzieś tam zaznaczyć. Być może dlatego w następnej rozmowie call center zaproponował mi… dodatkowe minuty. Mogłem dokupić sobie pakiet 1000 minut na 3 miesiące, pani powiedziała, że 334 minuty miesięcznie wyjdzie (zatem 2 minuty więcej łącznie, wow) i takie tam. Odparłem jej, że to bardzo miło, lecz minut również nie wygaduję. Pani zaczęła się bronić, że to specjalna oferta dla wybranych klientów (pogrubione słowa miały zapewne połechtać me próżne ego) oraz że zostałem wybrany, ponieważ zużywam więcej minut niż przyznano mi. Spytałem, ile przekroczyłem, ponieważ jak dotąd ani raz nie musiałem płacić więcej niż abonament (co miałoby miejsce w przypadku przekroczenia limitu). Pani odparła, że tego nie wie, bo dostaje już gotowe zestawienie. Podziękowałem — pomimo iż pani kilkakrotnie w czasie rozmowy mówiła formułkę: „Rozumiem, że mogę aktywować usługę…” — i się rozłączyłem. Pewnie można by ją skrzyczeć, tylko że to jest tak sprytnie pomyślane, iż ona faktycznie ma tylko numer na który dzwoni i klepie swoją regułkę. Miała o tyle pecha, że znam swoje rachunki oraz słuchałem takich radioszpejów i osłuchałem się takich rozmów z drugiej strony. Ktoś to sprytnie nazwał procedurami.

By zakupić mojego G1 musiałem wpłacić kaucję. Wpłaciłem. Miała być do zwrotu po pół roku. Ale nie tak po prostu, tylko trzeba napisać pismo, w którym precyzuje się, jak to ma być zwrócone. Do wyboru mamy 3 rzeczy: przelew na konto, kasa do ręki albo zadatkowanie na poczet przyszłych rachunków. Wybrałem przelew, napisałem pismo w salonie i… tyle. Pieniędzy nie ma. Poszedłem do salonu, pani mówi: — Tak, pismo wpłynęło, ale nie przelali, proszę zadzwonić na [jakiś tam numer, nie pamiętam] i powiedzieć, żeby to zrobili. — Zbierałem się długo, ale w końcu zadzwoniłem. Dowiedziałem się, że faktycznie mają odnotowane, iż pismo zostało złożone, ale przelać mogą dopiero po 6 zapłaconych fakturach, a ja miałem czelność wysłać swoje pismo z informacją o tym, jak chciałbym, by zwrócono mi moje pieniądze, po 5 fakturach. Więc odnotowali i tyle. Na pytanie, dlaczego nie mogą teraz tego zrobić, tylko każe mi się jeździć raz jeszcze do salonu i pisać to samo pismo w tym samym brzmieniu (tak naprawdę uzupełnia się rubryki), usłyszałem: — Takie są procedury. — Ha! Procedury.

Sprawa wydaje się prosta: dla ułatwienia pracownikom pracy Era GSM stworzyła dla nich procedury. Jaka to dobra firma, aż się łezka w oku kręci, że ja muszę na 3 zmiany zapierdalać w fabryce ryb i nam palce co i rusza maszyna ucina, i jedyna procedura brzmi: uważaj. Prawdopodobnie za wymyśleniem procedur stały raczej dobre chęci, ale wyszło jak zawsze.

Jak można przeczytać na stronie Creamteam, @mareksy oraz @iszunia o procedurach usłyszeli już nie od szeregowego pracownika, którego procedury powinny chronić przed niespokojnym klientem, lecz od samej dyrektorki Centrum Zdrowego Uśmiechu w ramach odpowiedzi na reklamację. Odpowiedź, że „wszystkie procedury medyczne zostały wykonane poprawnie i zgodnie z zasadami sztuki” ma chyba zamykać usta na zasadzie, że jak zgodnie z procedurami, to nie można mieć pretensji. A ty, pacjencie, ciesz się, że na tym się skończyło.

A tak! Ponieważ procedurami również tłumaczył się Minister Obrony Narodowej Bogdan Klich, kiedy tupolew ironicznie poległ na lotnisku w Smoleńsku 10 kwietnia br. Wtedy to również dane nam było usłyszeć, że wszystko było zgodnie z procedurami. To nieważne, że 96 dość istotnych dla struktur państwa zginęło. Ważne, że uczynili to zgodnie z procedurami, nie psując dobrego samopoczucia biurokratów, ani nie powodując, że spadnie na nich jakakolwiek odpowiedzialność. Właśnie. Odpowiedzialność. Procedury przestały być czymś ułatwiającym pracę, to zestaw regułek, które w razie problemów służą za najzwyklejszy na świecie dupochron.

Zatem chyba dobrze, że na wskutek działających procedur czeka mnie tylko wypełnienie rubryczek po raz drugi, miast zjebania 3 zdrowych zębów lub śmierci. Właściwie mogę się postrzegać jako szczęściarza. Jako żywy szczęściarz z niepopsutymi przez niemerytorycznego stomatologa zębami chciałem odnotować tę niepoważność otaczających mnie struktur.