2011-08-21

Smutne pipczenie starych pryków

Poruszałem na „Niepoważniku” kilkakrotnie argumentacje organizacji antypirackich, które dużo muczą, nic mleka nie dają (a nawet jeszcze gorzej, ponieważ zyski z tropienia piratów nie rekompensują kosztów, wszyscy są więc w czarnej dupie). Dziś przyczepię się do czegoś, co słyszałem o jeden raz za dużo. Do oryginalnego pudełka mianowicie.

Argument ten wyciągany jest zawsze przez tę samą grupę panów, którzy zaczynali swoją przygodę z muzyką dawno, dawno temu, gdzieś w latach 80., może wcześniej. Oto dyskusja dochodzi do punktu, kiedy kwestie moralności piractwa zostały omówione (choć coraz więcej badań pokazuje, że wpływ ma w nie mniejszym, jeśli nie większym stopniu ekonomia i fakt, że ktoś musi kupić najpierw jedzenie, a potem sobie dopiero coś ściągnie — co sprawia, że jego ściągnięcia nie można liczyć jako straty dla wydawcy, ponieważ i tak by nie kupił, no ale — po co sobie zaniżać statystyki?). Trochę się rozgadałem w nawiasie i bez sensu. No więc przychodzi ten moment po moralności, że zostało jeszcze 15 minut audycji radiowej, w której się produkują, a całego czasu nie wypełnią, więc nagle jednego zbiera na sentymenty i zaczyna opowiadać:

— Ja to nie rozumiem, przecież takie pudełeczko to jest wspaniała rzecz, można wziąć do ręki, pogłaskać… — A ponieważ trafia na podatny grunt, to pozostali też się narkęcają. — No, a książeczka — dodaje kolejny mądrala — ładnie pachnie, można ją powąchać. Młodzież nie wie, co traci!

Tak mija pozostały kwadrans, jak się mocno wciągną, to nawet zapomną puścić piosenkę przez ten czas. A tymczasem czytałem, że współczesna młodzież ma w dupie opakowanie i muzyka to dla niej na ogół garść plików na Ipodzie. I jeżeli będzie się to zmieniać, to raczej pogłębiać. Z tymi pudełkami mamy więc do czynienia ze starymi ludźmi, którzy przestali nadążać za czymkolwiek i tylko zajmują czas antenowy. Ale nie mnie. Wyłączam ich za każdym razem.