Sełdonimy
Co łączy Marka Twaina, Davida Bowiego, Marilyna Mansona, Paulinę Reage, Ditę von Teese, Bolesława Prusa, Alice’a Coopera oraz Janusza Korczaka? Żadna z tych osób nie założyłaby konta na Google+. Ale nie zamierzam pomstować na serwis, ich polityka — ich sprawa (w domyśle: ich strata). Przy okazji usuwania kont z „nieprawdziwymi” danymi w przestrzeni publicznej pojawiło się jednak kilka nieprawdziwych, jak również krzywdzących opinii nt. używania pseudonimów. I nad tym chciałbym się dziś pochylić.
Najczęściej powtarzaną bzdurą, z jaką się spotykam, jest stwierdzenie, że podpisywanie się imieniem i nazwiskiem wyeliminuje trolle internetowe. Jeśli nie wszystkie (czyli jest furtka na okoliczność, gdyby się to nie udało), to na pewno większość. Równanie „pseudonim = troll” jest bardzo niesprawiedliwe. Wielu ludzi z naprawdę wielu powodów posługiwało się w historii naszej kultury pseudonimami i zapewne byli pośród nimi osobnicy złośliwi i mający na celu sprawienie innym przykrości, ale czynienie z nich głównej/najliczniejszej podgrupy jest po prostu błędne. W Internecie jest podobnie. Poznałem tu wiele osób, które nie posługiwały się swoim imieniem i nazwiskiem, a jednak tylko garstce można by przypisać trollowanie (i z drugiej strony — najbardziej znany troll internetowy, David Thorne, nie kryje się ze swoim wizerunkiem).
Dzieje się tak dlatego — i tu będzie dla nowych użytkowników sieci przybliżenie tego jak działa Internet — że przez długie lata w Internecie posługiwano się przede wszystkim pseudonimem (nickiem). Tak było i dorobiło się to swojej tradycji. Wokół nicka budowało się swoistą reputację, której nikt nie przepultałby za chwilę rozkosznego trollowania.
Trolla rozpoznawało się po zachowaniu, nie nicku.
Twierdzenie wszem i wobec, że podpisanie się imieniem i nazwiskiem załatwia sprawę, to czytelny komunikat dla faktycznych trolli: „trzeba się przystosować”. Po raz kolejny sięgnijmy do komisarza Gordona z „Batmana: Początek”, który wręczając Batmanowi kartę jokera mówi, że oto nadchodzi eskalacja. Odsianie pseudonimów nie jest i nie ma szans być ostatecznym rozwiązaniem. Internetowi drapieżcy wycofają się, przegrupują i wrócą.
Oczywiście, wracając do Google+, duże portale społecznościowe zmierzają w tym kierunku i nie sądzę, żeby ktokolwiek to zmienił, bo za późno na to (zapoczątkował to Facebook wiele lat temu), ale nie piszcie, drodzy zwolennicy wymogu imienia i nazwiska, że: a) pod pseudonimami kryją się tylko trolle (oraz: że tylko trolle używają pseudonimów) ani b) że ww. wymóg załatwi sprawę raz na zawsze, bo to już zakrawa o naiwność.