O rety, parytety!
Ostatnio głośniej jest na temat parytetów. „Parytet” to inaczej równy udział. Pewna grupa kobiet wymyśliła, że jest ich za mało w polityce. Postanowiły więc się nią zająć, zapisały się do partii i prężnie działają, a kiedy nadchodzą wybory, kandydują z ramienia różnych partii. Prawie. Kobietom-politykom nie chce się powoli przebijać przez mentalność Polaków czy tzw. niewidzialny sufit i postanowiły pójść skrótem. Odwołując się do struktury demograficznej społeczeństwa argumentują, że jest ich ponad połowa społeczeństwa (52%), więc należy im się 50% na listach wyborczych, w zarządach partii i w najgłębszych sztolniach kopalni węgla na Śląsku. Twierdzą, że demokracja jest tworem sztucznym, więc podział 50/50 niczym specjalnie się nie różni, a jest sprawiedliwy społecznie.
Wspaniały pomysł, lecz jeszcze niedorobiony. Poszedłbym dalej. Niechaj lista wyborcza jeszcze bardziej odpowiada strukturze demograficznej Polski. Zatem na 100 osób będą 52 kobiety. Następnie trzeba zbadać, jaki jest odsetek ludzi wykształconych. Zaowocuje to większością głupków w sejmie, ale przecież demokracja i tak jest tworem sztucznym, a tak przynajmniej będzie sprawiedliwość społeczna. (Precz z wykształciuchami!) Należałoby również oddać strukturę zatrudnienia, co pewnie dałoby większe szanse PSL-owi, bo wciąż mamy większy udział w rolnictwie niż oddają to sejmowe ławy. Jakieś 20% sejmu zajmowaliby bezrobotni, którzy — paradoksalnie — wtedy przestaliby być bezrobotnymi, ale ich parytet by wymagał obecności tej grupy społecznej (co daje nam szanse na podniesienie poziomu wykształcenia, bo sporo ludzi po studiach nie może znaleźć pracy). Z takiego stanu rzeczy na pewno ucieszyłby się Kościół, który wciąż jest w Polsce silny. Być może to dałoby szansę przebicia się do sejmu i partii różnych mniejszości, może nawet Cyganie wyszliby z cienia.
Jeżeli myślicie, Szanowni Czytelnicy, że to koniec, to nie, dopiero zaczynamy. Zapnijcie pasy. Skoro tak starannie będzie można oddać strukturę społeczeństwa na listach, to właściwie po co głosowanie? Prawda? Specjalna komisja — przy zachowaniu wszelkich procedur na światowym poziomie — wybierze rzetelnie słuszną reprezentację piramidy demograficznej (z małym przekłamaniem na nieletnich, ale ostatecznie demokracja i tak jest tworem sztucznym, więc niech gówniarze nie podskakują) i ta grupa będzie rządzić krajem, w którym na powrót zagości dobrobyt. Każda grupa społeczna będzie godziwie reprezentowana przez swoich przedstawicieli.
Ale to nie koniec. To tylko etap przejściowy. Komisję i jej ułomne procedury zastąpi się komputerami, które będą wybierać taką grupę rządzącą. Ale i to nie będzie ostateczny etap. W końcowej fazie ludzi zastąpi się symulacjami. Skoro struktura demograficzna jest tak dobrze znana, to stworzenie jej modelu będzie czystą formalnością. Takie rozwiązanie pozwoli uniknąć korupcji (zostanie usunięta z algorytmu, co będzie możliwe dzięki założeniu, że demokracja jest tworem sztucznym, więc można sobie tak naprawdę z demografią robić, co się chce). Reprezentacyjna grupa będzie nadal wybierana co 5 lat i utrzymywana w celach kontrolnych. Będzie takim probierzem postępu i dobrobytu.
Nie wiem, jak wy, ale ja już przebieram nogami z emocji na samą myśl o tym idealnym ustroju stworzonym przy pomocy takich haseł jak matematyka czy sprawiedliwość społeczna.