Na podbój świata sztuki
Leżałem wieczorem w łóżku, patrząc w czerwony sufit, kiedy uderzyła mnie pewna myśl. Nie ma w historii sztuki malarza, który malowałby meble. Nie mówię o śmiesznych wzorkach na komodzie, lecz o uczynieniu mebla tematem swojej twórczości. Malowano wielkich tego świata, piękne kobiety, krajobrazy, zwierzęta, wielką czerwoną kropkę lub niebieski kwadrat na białym tle albo w ogóle chuj wie co (tzw. sztuka abstrakcyjna), ale nie powstało nic oddającego by hołd meblom, tym przedmiotom codziennego i niecodziennego użytku, które towarzyszą nam odkąd człowiek zszedł z drzewa, gdzie pokornie prostował banany. Co prawda, niektórzy — nie tak znowuż nieliczni — wydają się nie pójść ani krok dalej poza zejściem z drzewa, ale również ci ludzie (a może to już parapety) używają mebli.
Potem wymyśliłem kilka motywów, które postanowiłem spisać oraz opublikować na wypadek, gdyby ktoś wpadł na podobny pomysł. Będę miał wtedy podkładkę, że byłem pierwszy i będzie musiał mi oddać 80% zarobionych na takim obrazie (lub obrazach) pieniędzy.
Seria obrazów „Mebel, największy nieożywiony przyjaciel człowieka”:
- „Tapczan w lesie”
- „Szafa na rozdrożu”
- „Kozetka na gorącym blaszanym dachu”
- „Francuska wersalka”
- „Krzesło, które chciało być stołem”
- „Podnóżek księcia Alberta”
- „Transsyberyjski nakastlik”
- „Taboret na pustyni”
- „Dwóch mężczyzn kątem plujących na kredens w świetle księżyca”
- „Barek hrabiego Barry Kenta”