Jak to z flanelami było
Pewnego razu do informatyków wszelakiej maści — administratorów, programistów, wdrożeniowców itd. — przyszła delegacja drwali całego świata. Banda niedomytych, nieogolonych osiłków z siekierami. Zastali niczego nie podejrzewających informatyków w „Elektrycznej Porażce”.
— Oddajcie nam naszą flanelę — powiedział przewodniczący tej delegacji. Za nim stała agresywnie nastawiona grupa wykrzykująca niewarte przytoczenia tutaj hasła. — Jeżeli nie, to pożałujecie tego i to bardzo.
Informatycy zbledli jeszcze bardziej niż na co dzień. Oczywiście oddali flanele. Nie mogli chodzić bez koszul, ponieważ w większości nie prezentują się okazale, poza tym przez większą część roku nie jest tak ciepło, chyba że na Hawajach. Ktoś wymyślił czarne koszulki. Białe koszule z baterią długopisów w kieszonce na piersi zostały im odebrane już przez delegację inżynierów ze Stanów Zjednoczonych przy innej okazji.
Czarne podkoszulki, długie dżinsy i skórzane pieszczochy na dłoniach tylko raz próbowali przywłaszczyć sobie emo, ale wtedy cierpliwość informatyków się wyczerpała. Spuścili tym beksom z MTV porządny łomot przy pomocy niepotrzebnych już klawiatur na PS/2 i myszek z kulkami. Tak narodził się etos geeka 2.0.
Hail to the king, babe!