Dlaczego nie należy mówić do księdza „proszę pana”
W tytule tak naprawdę powinno być pytanie, ale nie podobają mi się dzisiaj pytajniki w tytułach. Od słowa do słowa, przedwczoraj i wczoraj odkryłem dość ciekawą kwestię językową. Do tego stopnia, że pojawia się tutaj pierwsza od blisko dwóch lat notka. Otóż: jak należy zwracać się do księdza. Ale po kolei.
Wersja TL:DR
Dla tych, którzy nie chcieliby czytać, a chcieliby skomentować — niech chociaż komentują tezę postawioną w opracowaniu, a nie początek artykułu lub tytuł
Rośnie grupa ludzi, którzy chcieliby przewietrzenia sposobów zwracania się do księży. Zmiana już zachodzi, pytanie: czy katolicka część chce w tym wziąć udział, czy chce zostawić sprawę tylko w rękach niewierzących/innowierców?
Wersja dla umiejących czytać dłuższe teksty
Wszystko zaczęło się od mojego poniższego tweeta:
Gdy spotykam księdza, na powitanie mówię: „Dzień dobry panu”. Z szacunkiem.
Co prawda, słyszałem już wcześniej o tym, że według niektórych norm jest niegrzecznie zwracać się do księdza per „pan”, ale właściwie nie spotykam księży, toteż była to dla mnie kwestia czysto akademicka. Po powyższym tweecie posypało się jednak kilka odpowiedzi, odsyłając akademickość w niebyt. Shit got real. Kilka cytatów z pamięci (w nawiasach, co o każdym z nich myślę, żeby się nie wracać potem):
- „Przecież nie powiedziałbyś do królowej angielskiej «proszę pani».” (Powiedziałbym.)
- „Gdyby iść tym tokiem myślenia, tytuł profesora przysługiwałby tylko pracownikom naukowym.” (Tak właśnie traktuję profesora — jako tytuł naukowy należny pracownikom naukowym.)
- „Przecież taka jest tradycja w Polsce.” (Tradycja się zmienia.)
- „To taka forma grzecznościowa.” (O tym poniżej.)
- „Powiedzieć do księdza «proszę pana», to jak powiedzieć do ciebie «ty młokosie».” (Nie przemawia to do mnie — forma „pan” jest według mnie uniwersalną formą grzecznościową w odniesieniu do każdego.)
- „To jedź do Watykanu i porozmawiaj tak z papieżem. Więksi od ciebie zwracają się do niego her holiness.” (Nie mam z nim o czym rozmawiać.)
I tak dalej i tym podobne. Było trochę protekcjonalnego gadania o tym, czego to nie wyniosłem z domu, o braku kindersztuby (uwaga, trudne słowo — chociaż pojęcie kindersztuby bywa stosowane w odniesieniu do grzeczności przesadzonej, na pokaz, zbyt wyidealizowanej, podczas gdy mnie bardziej interesuje absolutne minimum, a nie traktowanie księży jak dzieci) oraz że sam sobie wystawiam świadectwo chama, ale były to wypowiedzi końcowe, które padły już po tym, jak jasnym stało się, że nie zamierzam ugiąć się pod naporem przytoczonych powyżej wątpliwej jakości argumentów. Forma grzecznościowa
Rozmówca od formy grzecznościowej odesłał mnie do bliżej niesprecyzowanych zasad tejże formy. Krótkie przeszukanie zasobów sieci pozwoliło mi odkryć, że nie ma większej tajemnicy i sprowadza się do formułowania wypowiedzi na zasadzie „co pan sądzi na temat form grzecznościowych”. Niczego więcej. Zamiast „pan” można wstawić inny tytuł. Na przykład:
- „Co prezydent sądzi o zerwaniu konkordatu?”
- „Czy premierowi podobały się Nigeryjki?”
- „Czy półkownikowi wygodnie na regale?”
- „Czy generał zrozumiał ten dowcip, który właśnie opowiedziano?”
- „Czy ksiądz udzieli mi w końcu tej apostazji?”
Jeżeli nie jest się blisko z ludźmi na tych stanowiskach, to należy użyć jeszcze dodatkowego „pana”: „panie prezydencie”, „panie premierze” i tak dalej. Ale! — już nie „panie księdzu”. „Ksiądz” ma być używany zamiennie z „panem”. Przynajmniej według obrońców tradycji. W każdym razie, forma grzecznościowa okazała się być czymś innym, niż mi zasugerowano.
Odnalazłem, co prawda, skomplikowany poradnik, jak zwracać się do duchownych w zależności od hierarchii, który pod względem detali ustępował tylko ilustrowanej historii reptylian, wydanie na papierze kredowym. Wszystko fajnie, tylko był jeden problem — były to instrukcje dla wierzących. Powoli zaczynał mi się rysować pewien obraz. Ale o tym za chwilę. Najpierw —
Wersja przeciwników mówienia „proszę pana” do księdza
Ta wersja jest trochę pokręcona. Zaczyna się nawet dość przejrzyście, mówi bowiem, że nazywanie księdza „panem” wyrywa go ze stanu duchownego. Tylko sytuacja jest taka, że niewierzący nie chcą się odnosić do niego jak do duchownego, a człowieka po prostu, lecz nadal z szacunkiem. A tu wychodzi, że się nie da. Bo nie. W dość krótkim czasie obrona „księdza” komplikuje się, ponieważ to żądanie nie pada na podatny grunt samo z siebie, w ruch idą więc tradycje i kindersztuby, czyli właściwie merytorczność się kończy. Potem już są tylko wymiany „uprzejmości” i dalsze okopywanie się na pozycji.
Mnie w tym momencie przypomina się powiedzenie, że „jeżeli czegoś nie potrafisz prosto wytłumaczyć, to prawdopodobnie sam tego nie rozumiesz”.
Księża podobno potrafią się obrazić po nazwaniu w ten sposób. Patrząc trochę z boku wygląda to jak strzelanie focha, ponieważ jakaś grupa „innych” nie chce przyjąć pewnych form. I o ile należy wziąć to pod uwagę podczas załatwiania czegoś z księdzem — co jest po prostu pragmatycznym podejściem — tak w innych sytuacjach można olać. Jeżeli ktoś ma problem z samooceną, to jest to przede wszystkim i głównie jego problem.
Nowe idzie
Na forum Racjonalisty znalazłem dyskusję na ten temat. Niektórym niewierzącym nie robiło różnicy, jak mówią do księży, ale część chciałaby tutaj pewnej świeckiej normy. Chciałaby neutralnej formy, ponieważ księdza traktując jak zawód. Ksiądz dla niewierzącego nie pełni żadnej specjalnej roli społecznej. Sądząc z liczby dyskusji na ten temat w sieci, wnoszę że potrzeba będzie rosła. Jest to zmiana w strukturze społeczeństwa i woła ona o ustalenie nowych norm, w tym przypadku językowych. Pytanie brzmi: czy księża oraz obrońcy ich dotychczasowej nomenklatury zechcą dołączyć, czy nie? Bo tak czy siak, zmiana się dokonuje.
Dodatek: wyjaśnienia alternatywne
Nadal jesteśmy na Niepoważniku, nie mógłbym więc zakończyć w tak ciężkim tonie. This agression will not stand. Zmiana się w końcu dokona i może nawet lepiej, gdyby główny zainteresowany nie brał w tym udziału, ponieważ powinno to przyspieszyć prace. Poza tym mogę się jednak mylić i katolicy po raz kolejny zdobędą rząd dusz w tym kraju; wyszedłbym wtedy na pieniacza i głupka, a na co mi to? Tymczasem postanowiłem wyjść z wyjaśnieniami alternatywnymi, które mogłyby pomóc ludziom przyjąć w jakiś tam sposób twierdzenie, iż „ksiądz nie jest panem”.
- Nie można mówić „proszę pana” do kogoś, kto nosi sukienkę.
- Skoro „pan” jest obraźliwy dla duchowieństwa, to znaczy się, iż księża są kimś ponad i wypada to po prostu przyjąć do wiadomości, a nie dąsać się jak dziecko.
- Przeciwnicy zmian mogą być bardzo agresywni podczas narzucania swoich instrukcji i spowodować szkodę. Niekoniecznie poprzez naruszenie nietykalności fizycznej, ale warto oszacować, czy się to opłaca. Przemoc prędzej czy później zaczyna działać na szkodę bronionej koncepcji, chwilowe oddanie pola może być więc wręcz korzystne. W wojskowości mówi się czasami o wygrywaniu wojen przegranymi bitwami.
- Można pójść w drugą stronę i przystać na zwracanie się do księdza per „proszę księdza” pod warunkiem, że on będzie się do swojego rozmówcy zwracał per „Wielki Kapłanie Latającego Potwora Spaghetti” lub coś w tym stylu. W końcu każdy kij ma dwa końce.
Na koniec pragnąłbym życzyć wszystkim, żebyśmy już jutro obudzili się w lepszym świecie, pełnym zrozumienia dla innych poglądów i takich tam.