2010-11-10

Cała prawda o #followfriday

Jedną ze wspaniałych tradycji Twittera jest akcja pt. Follow Friday. Oznacza się ją w tweecie jakimś na ogół chwytliwym tagiem, typu #followfriday czy #FF, co teoretycznie umożliwia wyszperanie więcej takich wiadomości, choć prawie nikt tego nie robi. Prawie, albowiem powstał bot zliczający i prowadzący ranking. Dwa tygodnie pod rząd byłem nawet na pierwszym miejscu, co było bardzo miłe. Wypiłem z tej okazji szampana ze średniej półki (z Lidla, bez zbytniego burżujstwa).

Z początku prowadzenie #followfriday było bardzo proste — wpisywałem wszystkie osoby, które obserwowałem. Przy 11 osobach to bardzo proste, a przy 30 nadal wykonalne. Potem zaczynają się jednak schody. Zaradni ludzie publikują więc po ileś tweetów, gdzie w każdym jest „#FF” oraz tyle nicków, ile może się zmieścić (ostatnio widziałem, że powstały gotowe generatory, gdzie się pewnie zaznacza na liście i aplikacja wypluwa tyle tweetów, ile potrzeba). Bardzo sprawiedliwe to rozwiązanie, ale w pewnym momencie Wielka Kapłanka Twittera @agquarx oświeciła mnie, że jest to niewłaściwa polityka, bowiem pierwotnie — w czasach druidów, czasach, których nie pamiętam — podawało się 2–3 osoby wraz z krótkim opisem: za co się taką osobę poleca. Wtedy postanowiłem zmienić swoje podejście i w każdy piątek polecać jedną tylko osobę, za to cały tweet dla niej. Można powiedzieć, że @agquarx wprowadziła mnie w Wyższe Arkana Twittera.

Również z punktu widzenia marketingu jest to o wiele lepsze niż masówka. Dlaczego? Ile razy zaczęliście obserwować kogoś wybranego z gąszczu nicków? Bo ja może raz. (Znacznie częściej dodaję do obserwowanych kogoś, kto jest często retweetowany i mi się zaczynają jego statusy podobać.) W handlu jest tak, że jeżeli jest więcej niż 6 rzeczy do wyboru, to klient czuje się zagubiony. Trzeba dla niego zrobić taką selekcję, żeby miał kilka tylko rzeczy. A zatem #followfriday polegający na tym, że wpieprza się, co się da, do tweeta, jest zupełnie nieskuteczny. To oczywiście bardzo miłe, ale czasami odnoszę wrażenie, że „nie wypada” nie umieścić kogoś w takim tweecie, bo — nie wiem — obrazi się albo będzie mu przykro. A tymczasem krótki opis dlaczego warto kogoś obserwować podnosi jakość takiej wiadomości.

Mam nadzieję, że mój tekst zmotywuje Wielce Szanownych Czytelników do podniesienia wartości merytorycznej (oraz marketingowej) swoich followfridayowych tweetów. Pamiętajcie, że to jednak bardziej grzecznościowa sprawa. Jeżeli skutecznie chcecie kogoś polecić, retweetujcie jego co barwniejsze czy ciekawsze wypowiedzi.