2011-01-13

AdBuce

Musimy mieć jakąś zimową odmianę sezonu ogórkowego, ponieważ na blogach branży reklamowej rozgorzała dykusja o reklamach. Nie wiem, kto ją zapoczątkował (Popydo?), ale opiera się na dość niedorzecznym założeniu, że używanie programów blokujących reklamy na stronach jest co najmniej jak jechanie autobusem na gapę, a może nawet pospolita kradzież.

Trochę mi to przypomina utyskiwania wielkich koncernów na to, że ludzie ściągają mp3, przez co oni są stratni (na co nie ma żadnych dowodów, bo nie da się tego sensownie zmierzyć). Ściągnął = nie kupił. Okazuje się, że podobny sposób myślenia można dopasować do innych branż. Co ciekawe, dyskutują głównie użytkownicy Internetu (może nawet są wśród nich legendarni cyngle, wynajmowani przez wielkie portale do pisania przyjaznej sobie propagandy) i nie przebierają w tym ze słowami. Użytkownicy AdBlocka zostali zwyzywani od buców czy buraków. W sumie, nie ma to jak dobry flejm o poranku, podpułkowniku Kilgore.

Największym rozsądkiem wykazał się AK74 (dla porównania polecam zlinkowane tam teksty). Ogólnie poruszono chyba wszystkie aspekty. Prawie. Niewiele widziałem o kwestii advertisment blindness. Niniejszym postanowiłem to uzupełnić.

Advertisment blindness

Zjawisko zwane advertisment blindness wynika z niesamowitych zdolności adaptacyjnych człowieka, co można zaobserwować u osób, które np. długo siedzą w jakimś smrodzie; po jakimś czasie przestają go odczuwać. Wchodzi ktoś nowy i nagle zaczyna się dusić, że nie może oddychać i takie tam historie. Podobnie jest z reklamami. Przez kilkanaście lat istnienia Internetu i stopniowego przybywania reklam na stronach, umysł ludzki aktywnych internautów nauczył się wychwytywać reklamy, które mają swój charakterystyczny wygląd. Użytkownik stał się ślepy na to, co jest w tych boksach. Pytany potem, co było na reklamach na stronie, którą właśnie odwiedził, nie potrafi udzielić odpowiedzi. Autentycznie nie wie. Poruszając się po stronach internetowych, posiadł umiejętność odfiltrowywania na bardzo wczesnym etapie niepotrzebnych informacji. Nie klika w reklamy, bo ich w ogóle nie zauważa. Taki osobisty AdBlock. Organiczny firewall utworzony w naszych mózgach. That’s very cyberpunky. Czuję się prawie jak postać z „Neuromancera”.

Ale wtem! Ta zdolność adaptacyjna, która w praktyce niczym nie różni się od komputerowego AdBlocka, pretenduje mnie do miana tego buca, którym sobie ci skądinąd poważni ludzi wycierają gęby, czyniąc tylko z nich rynsztok języka polskiego. Słusznie ludzie pytają — niestety już bez żadnej odpowiedzi ze strony oponentów — co z reklamami w telewizji? co z reklamami w radiu? Czy istnieje taki sam przymus siedzenia przed telewizorem w trakcie reklam? Przecież oglądaniem reklam „płacimy” za dostarczone programy, filmy i co tam jeszcze stacja telewizyjna oferuje.

You can’t stop what’s coming

I teraz czytam, że to przejaw bucerii. Zdarzało mi się zachowywać jak buc (np. naplułem kiedyś do kawy człowiekowi, który nie pozwolił mi narysować sobie penisa w notatniku) i nie mam z tym określeniem problemu, ale tutaj mamy do czynienia z rażącym brakiem adekwatności. A tego nie zniesę. AdBlock nie pojawił się jako narzędzie złośliwe. Praktycznie wszyscy, którzy się przyznają do używania AdBlocka, twierdzą, że powodem jest nachalność reklam na polskich portalach. Tutaj najczęściej dyskusja skręca w stronę ustalania, co jest dobrą, a co złą reklamą. Przychodzi to rozmówcom tym łatwiej, że wszyscy są z tej branży. I trochę popełniają błąd. Bo nie w tym rzecz, moim zdaniem.

Nie będę oskarżał ani bronił polskiej reklamy internetowej. Uważam, że nie ma żadnych niepisanych zasad pt. „my wam artykuły za darmo — wy nam oglądacie reklamy”. Nie ma żadnej umowy społecznej. Jest stan faktyczny. Porównać to można do gry w kotka i myszkę. Jedna strona wymyśla typ reklamy, a po jakimś czasie odbiorcy (którym się chce) wymyślają obejście, na co powstaje nowy typ reklamy, który za jakiś następny czas zostaje rozgryziony. I tak się to toczy. Dobrym obrazkiem jest końcówka „Batmana: Początek”, kiedy komisarz Gordon tłumaczy Batmanowi, na czym polega eskalacja walki z przestępczością (jakby Batman był jakimś jełopem, któremu trzeba tłumaczyć takie rzeczy). Portale i twórcy reklam zatrzymali się w rozwoju, a teraz złoszczą się, że rzeczywistość nie przysiadła sobie z nimi, tylko idzie dalej. A tam idzie — zapierdala jak szalony wieprz!

Pisanie do ludzi „nie stosujcie AdBlocka” jest co najwyżej nieskuteczne, a po trosze śmieszne w swej niedorzeczności. To trochę jak z tymi, co nie chodzą do kina, tylko ściągają sobie kinówki — ich nic nie przekona. A reszta nie wie, że reklamy można zablokować; choć możliwe, że dzięki takim akcjom uświadamiającym, jak ta obecnie, więcej ludzi sięgnie po to rozwiązanie. Większości ludzi na ogół bardziej przeszkadza Śledzik na Naszej Klasie niż reklamy. Nawet gdyby sięgnąć do retoryki z gapiem w autobusie — niech mi ktoś w komentarzu napisze, czy apele do „kradnących” przejazdy przynoszą skutek? Nie? No właśnie, na takiego drania potrzeba jeszcze większego drania, czyli kanara.

Rozwiązanie

Wyjście z sytuacji jest dość proste — zmienić taktykę. Reklamowanie na pałę doprowadziło do blokowania. Blokowanie jest tylko reakcją, pewną odpowiedzią ludzi na podejście do nich. Jeśli użytkownicy portali „płacą” za zawarte na nich treści poprzez oglądanie reklam, to niech dostają produkt na wysokim poziomie. Bez błędów stylistycznych, bez bezrefleksyjnego tłumaczenia anglojęzycznych tekstów itd. Jak próbuje się ludziom wciskać byle co, to oni nie mają poczucia, że robią coś moralnie nagannego. I to należy sobie wziąć pod rozwagę zamiast ciąć się po rękach jak ludzie chcący zwrócić na siebie uwagę tego okrutnego świata. Do roboty! Wymyślać porządne reklamy! Wypierdalać z tym przestarzałym i wiejącym sandałem modelem biznesowym! Raz! Raz!

Choć nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to wszystko jedno wielkie pierdolenie o Szopenie i że wkrótce zacznie rozprzestrzeniać się model Murdocha. Póki co postanowiłem wgrać AdBlocka, skoro i tak już zostałem porównany do buca. Być może to nowatorska próba rozreklamowania AdBlocka, zdałem sobie sprawę w tej chwili…