2024-05-03

Jak słuchać muzyki z CD w 2024 roku

Z racji na moją pasję do muzyki oraz moment historii, w którym się urodziłem, posiadam dość pokaźną kolekcję płyt CD. Była mi ona zawsze źródłem wielkiej radości, a w jednym momencie — również pewnego wyzwania logistycznego (jak przewieźć 200+ płyt ponad 3 tysiące kilometrów dalej, lecz to opowieść na inną okazję). W czasach dystrybucji cyfrowej oraz platform streamingowych — a co za tym idzie, zanikającej popularności tego nośnika — pojawiło się kolejne wyzwanie: na czym odtwarzać płyty CD. Jeszcze kilka lat wcześniej spokojnie wystarczał do tego laptop, ale obecnie laptopy nie posiadają już czytników.

Opcja najtańsza

Wraz z przesyłką płyt CD dostałem od rodziców odtwarzacz DVD, którego oni już nie używali. Wnuczki wyrosły i nie oglądały już u nich bajek, a zresztą jest tego pełno na różnych serwisach, to i odtwarzacz leżał odłogiem.

Jest to dość dobre rozwiązanie, ponieważ:

  • Cena oscyluje gdzieś w granicach 40 euro, co de facto jest opcją budżetowszą od budżetowej..
  • Odtwarzacze DVD są raczej niewielkich rozmiarów, dość łatwo było więc znaleźć dla niego miejsce w okolicach telewizora.
  • Jakość odtwarzania była dość przyzwoita.
  • Wiele płyt CD miało w swojej historii wydanie specjalne z dołączonymi płytami DVD (teledyski, koncerty), była więc możliwość skorzystania z nich. It's not nothing.

Aczkolwiek:

  • Nie miałem możliwości bezpośredniego podłączenia odtwarzacza do soundbaru, więc musiałem iść naokoło, przez telewizor. Oznaczało to, że musiał być on włączony do słuchania muzyki. Mój model miał akurat opcję wyłączenia obrazu, ale jest ona z jakiegoś powodu schowana w trzecim podmenu, co na dłuższą metę było męczące.
  • Do tego telewizor co ileś godzin wyświetla okno dialogowe z pytaniem, czy nadal oglądam, i jeżeli nie potwierdzę, to go wyłącza, a kiedy telewizor de facto leci w tle z wyłączonym ekranem, to siłą rzeczy nie mogę tego zobaczyć.
  • Z pomniejszych rzeczy w moim przypadku, odtwarzacz nie miał żadnego wyświetlacza, więc bez włączania ekranu nie można było zobaczyć ani który utwór leci, ani jego znacznika czasowego.

Pomimo drobnych niedogodności, rozwiązanie służyło mi bardzo dobrze do momentu, w którym szuflada odtwarzacza odmówiła współpracy, a ja nie umiałem jej naprawić. Nie wiem, czy mechanizm się zepsuł, czy co, ale od początku traktowałem to jako rozwiązanie tymczasowe i docelowo planowałem odtwarzacz z prawdziwego zdarzenia.

Opcja budżetowa

Nie dysponując w tamtym momencie zbyt dużym budżetem, postanowiłem spróbować coś w granicach stu euro. Znalazłem zestawienia odtwarzaczy, ale tamtejsza opcja budżetowa przekraczała mój budżet, musiałem więc poszukać samemu. Znalazłem odtwarzacz AV2-CD509 firmy Auna i po zapoznaniu się z kilkoma opiniami w Internecie (głównie komentarze na Amazonie i polskich porównywarkach, bo kto jak kto, ale Polacy się nie będą w recenzjach pierdolić), postanowiłem zaryzykować.

Koszt: 110 euro.

Brzmienie było w miarę okej, ale okazało się, że przeszkadza mi jedna z rzeczy, która była wymieniona w jednym z polskich komentarzy, ale nie sądziłem, że będzie aż tak rzucała się w uszy: odtwarzacz ma bardzo głośny mechanizm obracający płytą. O ile rozumiem i wybaczam lekki hałas podczas początkowego rozkręcania się, potem się jednak męczę. Przez chwilę liczyłem, że się przyzwyczaję, ale było de facto coraz gorzej. Musiałem wyłączyć kameralne płyty z odsłuchu i najlepiej jak siedziałem w odległym kącie pokoju. Odtwarzacz sprawdzał się podczas remontu.

Po paru tygodniach było dla mnie jasnym, że — przytaczając słowa Jean-Baptiste'a Grenouillego — eksperyment zakończony niepowodzeniem.

Jedna rzecz mi się podobała wszakże i była na plus: po włączeniu odtwarzacza podejmował on grania w momencie, w którym go wyłączono; o ile coś grało. Prawdopodobnie zamontowali moduł z odtwarzaczy montowanych w radiach samochodowych, bo były na stanie, bo w samochodach też już nie ma odtwarzaczy CD.

Z potencjalnych minusów dla innych: wyświetlacz ma tylko 4 cyfry, więc pokazuje czas grania, a przez pierwsze 5 sekund utworu jego numer. Mnie to specjalnie nie ruszało akurat.

Opcja poważniejsza

Po tym, jak sprzedałem makbooka pro, bo nie był mi już potrzebny, znalazłem się w posiadaniu budżetu na coś ze średniej półki. Początkowo przymierzałem się do zapisanego podczas pierwszego researchu CD6007 od Marantz i prawie go wziąłem, ale w momencie, kiedy chciałem składać zamówienie, okazało się, że zostały same białe, a ja chciałem czarny. Kolejny research pozwolił wyłonić mi Denon DCD-900NE, dostępny jeszcze w czarnej wersji.

Koszt: 500 euro.

(Przez chwilę rozważałem, czy nie wziąć DCD-600NE jako nieco tańszy, ale ma znacznie bliżej siebie wyjścia audio, co może mieć przełożenie na jakość dźwięku. Obecnie korzystam z łącza optycznego do soundbaru, ale liczę, że sprzęt pochodzi kilka lat, kiedy mogę wymienić soundbar na coś lepszego i wtedy się to zwróci. Różnica w cenie nie była już taka duża).

Swoją drogą prawie zamówiłem z Amazonu, ale małżonka, która de facto składa zamówienia, znalazła w komentarzach, że nie czyta płyt [sic!]. Było to bardzo dziwne, bowiem poważne zestawienia audiofilskie umieszczały odtwarzacz dość wysoko — niektóre wyżej od rozważanego w pierwszej kolejności Marantza — więc doszliśmy do wniosku, że Amazon musi walić w chuja i może jakieś refurbishowane wysyłają. Coby nie ryzykować niepotrzebnie, zamówiłem w końcu z Fnac.

Jest to najbardziej ą-ę sprzęt grający w moim życiu i słyszę to. Jestem jak audiofil z memu, który widziałem jakiś czas temu (a którego niestety nie zapisałem), i przy różnych utworach mówię rzeczy typu: „Kurde, nie pamiętałem tych gitarek tutaj”. Liczę na długą i owocną symbiozę. Czeka mnie ponowne odsłuchanie całej kolekcji i odnalezienie wszystkich gitarek, których nie pamiętałem.

Wyświetlacz pokazuje numer ścieżki i czas (a pilotem można przełączać na: od początku utworu, do końca utworu oraz do końca płyty). Po wyłączeniu i włączeniu nie wznawia grania i nie pamięta nawet gdzie się skończyło, prawdopodobnie dlatego, że Auna zajumała z magazynu z częściami samochodowymi resztę modułów odpowiedzialnych za to.

Podsumowując

Go big or go home. Albo lepiej wyskoczyć z kasy, albo skorzystać z odtwarzacza DVD, jeżeli ma się kino domowe. CD niestety robi się trochę konserskie, jak winyle jakiś czas temu, i odbija się to na dostępności oraz cenach sprzętu.

Ze smutniejszych rzeczy oznacza to również mniejszą dostępność nowych albumów na CD. Sporo jest tylko w dystrybucji cyfrowej z limitowanym dodatkiem w postaci winylu. Na Bandcampie niektórzy mają też fetysz kasety magnetofonowej i jest download+kaseta; nie rozumiem, nie oceniam. Przydałaby się taka opcja, że tłoczą mi na zamówienie, jak widziałem z drukowaniem książek. Ale rynek na to pewnie byłby niszowy, akcjonariusze by tego nie klepnęli.


W tekście pominąłem, że prawie wszystkie odtwarzacze (poza 600NE) obsługują również muzykę z pendrive’a, bo tego to sobie akurat można wpiąć w sporo urządzeń (komputer, telewizor, soundbar, przenośny głośnik JBL itd.), więc to żadne kryterium.

Inne rozwiązania

Urządzenia, których nawet nie rozważałem, ale które odnotowałem po drodze:

  • Niektóre konsole (PlayStation czy Xbox) mają gry na płytach DVD i dodatkowo dowyposażyły w funkcję odtwarzania płyt CD. Kolega mi opowiadał, że Sony ma nawet w ofercie tzw. pilota medialnego, którym można wtedy obsługiwać PlayStation. Nadal jednak prawdopodobnie trzeba iść za pośrednictwem telewizora (ale w sumie nie wiem, nie znam się, lepiej samemu sprawdzić).
  • Okazuje się, że wciąż produkowane są boomboksy, które zajmują niewiele miejsca i są przenośne. Plus z tego, co widzę, mają wyjście AUX, czyli da się je podłączyć do soundbaru. Jakość dźwięku jest prawdopodobnie jednak adekwatna.
  • Są też do dostania przenośne odtwarzacze CD, do których wpina się np. słuchawki/cokolwiek poprzez AUX, ale po samych zdjęciach straciłem wiarę w ich brzmienie.
  • Można kupić przenośny CD-ROM podpinany na USB do komputera.