The Invisible Man
Obejrzałem wczoraj „The Invisible Man” z Elizabeth Moss, ponieważ zawsze mnie ciekawi, co wymyślą w temacie niewidzialnego człowieka.
Tym razem tytułowy bohater (i jednocześnie antagonista, jak najczęściej zresztą*) nie wstrzykuje sobie żadnego serum, jak w filmie z 1933 roku czy w „Hollow Man” z 2000 roku z Kevinem Baconem, tylko używa kostiumu z dziesiątkami (dokładna liczba: 101010) kamer. Ludzie z trypofobią mogą być dodatkowo striggerowani.
Na warstwie naukowej czy nawet intrygi film jest średni, natomiast sprawdza się fantastycznie jako alegoria stalkowania i gaslightowania przez psychopatycznego chłopaka. Kiedy główna bohaterka mówi policjantom podczas przesłuchania w ośrodku psychiatrycznym, że nie może teraz zeznawać, bo „on jest z nami w pokoju i słucha” — coś pięknego. Trochę przypominało mi to motywy ze „Smile” z 2022. I tak pewnie należy to oglądać.
*Przykłady pozytywnych niewidzialnych ludzi: „Liga niezwykłych dżentelmenów” oraz „Wspomnienia niewidzialnego człowieka” Johna Carpentera z Chevym Chasem.
Oryginalna publikacja: 101010.pl/@AubreyDeLosDestinos/111334507704632754