Julien Donkey-Boy
-
„Julien Donkey-Boy” to film Harmony'ego Korine'a z 1999 roku.
-
Jest to szósty film zrobiony zgodnie z Dogmą 95, manifestem autorstwa m.in. Larsa Von Triera. Jednocześnie jest to pierwszy nieeuropejski film tego typu.
-
Jeżeli podobał ci się „Stroszek” Wernera Herzoga, to ten film jest jego duchowym następcą.
-
Sam Herzog gra zresztą rolę apodyktycznego ojca dysfunkcyjnej rodziny tytułowego bohatera. Odbieram to jako namaszczenie Harmonego Korine'a.
-
Jak wszystkie filmy tego reżysera, tak i ten jest eksperymentalny. Obraz jest bardzo gruboziarnisty i momentami oglądanie go stanowi wyzwanie.
-
Na „Juliena” natknąłem się podczas poszukiwania filmów z tematyki liminalnej. Ponieważ stylistyka wyklarowała się niedawno, dopasowuje się niektóre wcześniejsze pozycje i nie zawsze mają one wiele wspólnego, ale tym ciekawsze są to znaleziska. W tym przypadku jest dużo miejsc, które w jakości filmu przywodzą na myśl niektóre zdjęcia przestrzeni liminalnych (np. kręgielnia).
-
Film przypominał mi „Stroszka” kolorystyką oraz mało luksusową Ameryką, że tak powiem. Zasadniczo dobijająca sceneria.
-
Z podobnego powodu (USA na uboczu) do głowy przychodzi mi również „The Brown Bunny” Vincenta Gallo, choć jest to luźniejsze skojarzenie.
-
Z „The Brown Bunny” filmy łączy Chloë Sevigny, która gra siostrę głównego bohatera, którego z kolei grał Ewen Bremner, znany może niekoniecznie z nazwiska, ale fani „Trainspotting” powinni kojarzyć scenę z prześcieradłem w jadalni. Bremner tak dobrze zagrał cierpiacego na schizofrenię Juliena, że nie tylko go nie poznałem, ale w ogóle zastanawiałem się, czy to jest aktor, czy znaleźli jakiegoś naturszczyka.
-
Większość budżetu filmowego zeżarły visy dla Herzoga oraz właśnie Bremnera.
-
Kończąc już, filmu nie mogę z czystym sercem polecić. Jest ciężki i chaotyczny i nie dla każdego. Kinomaniacy jednak nie powinni zmarnować okazji do obejrzenia, gdyby im się natrafiło.
Oryginalna publikacja: 101010.pl/@AubreyDeLosDestinos/111873122438868725